Niemiecki polityk ostrzega przed euro

O tym, jak skutecznie walczyć z zadłużeniem w Europie z posłem do Bundestagu Frankiem Schäfflerem rozmawia Stefan Sękowski.


Z niemieckiego punktu widzenia wejście Polski do strefy euro byłoby korzystne. Kulturowo i gospodarczo mamy ze sobą wiele wspólnego. Ponadto w Europejskim Banku Centralnym przewagę mają państwa południowe. Często przegłosowują takie państwa, jak Niemcy czy Holandia w kwestii rozluźnienia polityki monetarnej. Polska mogłaby stanowić przeciwwagę dla nich. Wydaje mi się, że stanęlibyście raczej po stronie stabilności waluty, niż finansowych gołębi. Jednak każdy kraj, który pozostaje poza strefą euro, zachowuje elastyczność. Będąc w strefie euro nie decyduje samodzielnie o swojej polityce monetarnej. Nie chcę wam doradzać, ale w krytycznych fazach bardzo ważne jest, by zachować możliwość prowadzenia elastycznej i samodzielnej polityki. A my znajdujemy się dopiero na początku kryzysu.

Remedium na problemy Unii Europejskiej jest „skok do przodu”? Wielu polityków twierdzi, że rozwiązaniem kłopotów Europy jest „więcej Europy”, dalsza integracja polityczna i być może dążenia do państwa federalnego.

Sceptycznie podchodzę do pomysłów centralizacyjnych. Wspólny rynek to historia wielkiego europejskiego sukcesu. Był to jednak sukces oddolny, osiągnięty dzięki ludziom, którzy chcieli prowadzić między sobą wymianę. Przykładowo projekt wspólnej waluty euro to projekt odgórny, ustalony przez polityków, którzy arbitralnie zdecydowali, kto będzie należał do strefy, a kto nie.

Jednak do coraz dalszej integracji dąży niemiecki rząd. Niemcy stają się „miękkim hegemonem” w UE.

Tego się obawiam. W sytuacji, w której w Europie królują centralistyczne i kolektywistyczne idee, rzeczywiście możemy jako największa gospodarka przewodzić Europie. Jednak to ją dzieli. Oczywiście jesteśmy w centrum Europy i z tego wynika pewna odpowiedzialność, ale jedno musi być pewne: nic nie może odbywać się kosztem różnorodności i konkurencji. Kto twierdzi, że Bruksela jest nieomylna i zawsze się na nią ogląda, jest w błędzie.

To mówili do tej pory jedynie „eurosceptycy”.

Nie jestem nim. Jestem zwolennikiem Unii Europejskiej, jestem Europejczykiem, ale nie zwolennikiem „ujednoliconego Europejczyka”. Obecna sytuacja może stanowić wodę na młyn eurosceptyków, ale to wynika z tego, że politycy zapomnieli, że tych procesów nie da się przeprowadzać wbrew obywatelom. Jeśli się te tematy ignoruje, to nic dziwnego, że rozwijają się ruchy, które je podejmują. Ale ja nie zaliczam się do tych kolektywistycznych ekstremizmów. Jestem zwolennikiem wolności jednostki.

I członkiem władz centralnych oraz posłem Wolnej Partii Demokratycznej (FDP) – ugrupowania, które wchodzi w skład koalicji rządzącej RFN. Macie ministra spraw zagranicznych, współtworzycie działalność dyplomatyczną waszego kraju. A jednak przeczy ona całkowicie poglądom, jakie Pan przedstawia.

Rzeczywiście większość polityków, także mojej partii, myśli inaczej. Jednak sondaże wyraźnie wskazują, że trzech na czterech Niemców opowiada się przeciwko ratowaniu zadłużonych państw przez programy zakładające transfery finansowe. Także duża część świata nauki to przeciwnicy dotychczasowej polityki odnośnie zadłużenia. Ale także w moim ugrupowaniu nie jestem osamotniony. Niedawno przeprowadziliśmy wewnątrzpartyjne referendum odnośnie pomocy finansowej dla innych państw. Wziął w nim udział co trzeci członek FDP, 44 proc. głosujących było przeciwko temu rozwiązaniu. Jesteśmy w mniejszości, ale całkiem sporej.

Jakiej Europy sobie życzycie?

Różnorodnej, także w zakresie polityki gospodarczej. Ta różnorodność nie może odbywać się na cudzy koszt. Jeśli Grecy chcą pracować tylko do 61 roku życia – proszę bardzo, ale sami muszą znaleźć pieniądze na emerytury. Jeśli Niemcy chcą płacy minimalnej w wysokości 10 euro za godzinę, to nie ma sprawy, tylko niech nie narzekają, że w Polsce jest ona o wiele niższa i że w Polsce jest łatwiej o pracowników.

 

Nasza sonda: Czy jesteś za przyjęciem przez Polskę waluty euro?

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Stefan Sękowski