O tym, jak skutecznie walczyć z zadłużeniem w Europie z posłem do Bundestagu Frankiem Schäfflerem rozmawia Stefan Sękowski.
Stefan Sękowski: Pakt fiskalny uratował Europę?
Frank Schäffler: Nie. Nie zawiera zapisów, które skutecznie dyscyplinowałyby państwa, które złamią jego postanowienia. Ponadto wzbudza prawne wątpliwości.
Jakie?
To umowa międzynarodowa, podpisana obok prawa europejskiego. Jako że na jej podpisanie nie zgodziła się Wielka Brytania, trzeba było wymyśleć rozwiązanie inne, niż zmianę traktatów. Nie wiadomo, jak będą się układać relacje między interpretacją paktu a traktatów. Pakt nie daje Komisji Europejskiej prawa do skarżenia państw, które złamią jego zapisy: musi to zrobić inne państwo. Sytuacja, w której skarżący dłużników sami są dłużnikami nie wróży nic dobrego.
Europejscy politycy tacy jak Angela Merkel czy Donald Tusk uważają pakt fiskalny za sukces.
Każdy szczyt unijny był wielkim sukcesem, dopóki nie spojrzało się w to, co zapisane drobnym druczkiem. To krok w kierunku dalszej centralizacji Unii Europejskiej, sytuacji, w której żaden kraj za siebie nie odpowiada.
Przecież nakłada na państwa, które go podpisały, obowiązek walki z zadłużeniem. Przykładowo zakazuje posiadania rocznego deficytu strukturalnego w wysokości 0,5 proc. PKB.
Tego typu zapisy były już w Traktacie z Maastricht. I łamano je setki razy.
Niemcy, które jako jedne z pierwszych złamały zapisy Paktu Stabilności i Wzrostu, mimo że były jego gorącym zwolennikiem, nie są tu bez winy.
To prawda. Nie można propagować jako towaru eksportowego czegoś, czego samemu nie będzie się w stanie trzymać. Z badań Reńsko-Westfalskiego Instytutu Badań nad Gospodarką wynika, że w 2020 roku 14 z 16 niemieckich krajów związkowych nie będzie w stanie wywiązać się z obowiązków nałożonych przez pakt. Tak naprawdę nie da się zwalczyć obecnego kryzysu bez dyskusji między dłużnikami i wierzycielami na temat rozsądnego obniżenia zadłużenia. I bez zamontowania w mechanizmie strefy euro wentylu, który umożliwiłby państwom, które nie potrafią sprostać wymogom, wystąpienia z niej.
Grecja powinna opuścić strefę euro?
Tak. To uczyniłoby ją bardziej konkurencyjną. Dzięki deprecjacji waluty zyskałby jej eksport. Ponadto musiałaby przeprowadzić daleko idące reformy gospodarcze i to nie tylko w zakresie dyscypliny budżetowej. Dla odzyskania konkurencji nie obyłoby się bez uelastycznienia rynku pracy, likwidacji rozrostu biurokracji czy walki z korupcją. Prawdziwym rozwiązaniem są reformy we własnym kraju, a nie wspieranie gospodarek przez systemy pomocowe i transfery pieniędzy.
W jednym z wywiadów nazwał Pan euro przyczyną wszystkich ostatnich konfliktów w Unii Europejskiej. Jest Pan przeciwnikiem euro?
Nie, uważam euro za pożyteczne narzędzie. Jednak musimy wrócić do zasady, że dłużnicy sami spłacają swoje długi. Sytuacja, w której wszyscy inni muszą płacić długi za nich to droga do zniewolenia. Ci, którzy nie potrafią dotrzymywać reguł, powinni wyjść ze strefy euro.
A Polska? Wielu polityków w Polsce chce jak najszybszego przyjęcia przez nas europejskiej waluty.
Stefan Sękowski