Wkurzyłem się, gdy usłyszałem od znajomego księdza: organizatorzy Lednicy to gadżeciarze. Gadżeciarze. No i co z tego?
10.02.2012 11:22 GOSC.PL
Na ekranie telewizora pojawia się kilka komunikatów naraz. Teledyskowi Lady Gagi towarzyszy informacja o jakimś konkursie, zajawka nowej piosenki i pasek z najnowszymi informacjami ze świata. I młodzi chwytają to wszystko. Kodują kilka informacji naraz. I nie dostają przy tym oczopląsu.
Żyjemy w kulturze obrazu. Można rozdzierać szaty i rzewnie chlipać, że młodzież nie czyta, że książki kurzą się na półkach, a lektury zamieniły się w audiobooki. Można też dostosować ewangelizację do potrzeb ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia bez Facebooka, a po wyjściu z domu bez komórki wpadają w panikę.
Prześledziłem historię lednickich spotkań. I wyłapałem kilkanaście gadżetów.
W 1998 pod Bramą III Tysiąclecia zgromadziło się czterdzieści tysięcy osób. Uczestniczyli w nabożeństwach soli, zapachu i ognia. Rok później, gdy symbolami spotkania stały się woreczki z ziemią, pierścienie i chleb, rozdano 70 tysięcy lednickich pierścieni. W 2000 roku w procesji wniesiono Arkę Przymierza wykonaną według opisu biblijnego wraz ze złożonymi w niej tablicami Dekalogu. Uczestnicy spotkania otrzymali tabliczki z wyrytymi na nich literami hebrajskimi oznaczającymi Dziesięć Przykazań. Rok później lało jak z cebra. Przeszło osiemdziesiąt tysięcy świętowało „spożywanie Pisma Świętego”. Wśród dymu kadzideł żołnierze wnieśli Księgę Pisma Świętego (ważącą ok. 350 kg), złożoną z ręcznie przepisywanych kart, przysyłanych do poznańskiego DA przez ludzi z całej Polski. W 2002 roku, w 82 rocznicę urodzin Jana Pawła II, organizatorzy przygotowali dwustumetrowy rulon białego płótna, na którym - jak na laurce urodzinowej, młodzi składali swoje podpisy. W 2005 roku 120 tysięcy młodych ludzi otrzymało bransoletki z napisem L.E.D.N.I.C.A, rozszyfrowywany jako: Ludzie Ewangelii daleko nieście imię Chrystusa Amen.
W tym roku główną bohaterką wieczoru 2 czerwca będzie siostra Faustyna. A młodzi dostaną teksty z „Dzienniczka” i wyślą w świat iskrę Miłosierdzia Bożego.
Zdumiewa mnie, z jaką pasją wyłapujemy potknięcia innych. Pisałem już o tym w poprzednim komentarzu o neokatechumenacie. Komentarze pod tekstem jedynie potwierdziły moje przypuszczenia. Cztery tysiące „neońskich” dziewczyn, które trafiły do zakonów kontemplacyjnych są dla wielu mniej znaczącym argumentem niż „ta przeklęta gitara w liturgii”. Dziwię się, że niektórym bardziej przeszkadzają gadżety na Lednicy niż pustoszejące kościoły.
Marcin Jakimowicz