Jakkolwiek by było, jedno jest pewne – modlitwy „Wieczny odpoczynek” potrzebują również nobliści.
Śmierć Wisławy Szymborskiej jest wyjątkowo smutna. Nie tylko dlatego, że odeszła kolejna wielka poetka, po takich gigantach polskiej poezji jak Herbert czy Miłosz, i nie napisze już żadnego wiersza. Również ze względu na charakter jej pogrzebu. Jak wiadomo, zażyczyła sobie, by jej pochówek miał świecki charakter. Świecki, a więc nie religijny, a więc bez oficjalnego udziału księdza czy innego duchownego. Wola zmarłej jest rzeczą świętą i bezwzględnie musi być uszanowana, co dla wszystkich jest oczywiste. Smutek jednak zostaje. Jak przejść obojętnie, bez bolesnego ukłucia w sercu, obok niewiary bliźniego? Dlaczego było jej tak daleko do wiary i do Kościoła, że zrezygnowała z religijnego pogrzebu, bo chyba tak należy interpretować jej decyzję. I to mieszkając w Krakowie, gdzie prawie na każdej ulicy jest kościół. Nawet nie próbuję na te pytania odpowiedzieć. Niech teraz, kiedy stanęła już twarzą w twarz ze swoim Stwórcą, sprawy z Bogiem pozostaną jej słodką tajemnicą. Za życia, jak przekonuje Szymon Babuchowski w tekście o zmarłej noblistce, prowadziła dyskretny dialog z Bogiem oraz nie zaprzeczała Jego istnieniu, a raczej wydawała się z Nim zwaśniona (str. 58–59). Jakkolwiek by było, jedno jest pewne – modlitwy „Wieczny odpoczynek” potrzebują również nobliści. W spotkaniu z Bogiem poetycki kunszt nie ma decydującego znaczenia. Obowiązek modlitwy spada na wszystkich chrześcijan, ale miłośnicy poezji powinni go sobie wziąć bardziej do serca. Ostatecznie mają do spłacenia większy dług wdzięczności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk