Były gubernator Massachusetts, Mitt Romney, zdecydowanie wygrał we wtorek republikańskie prawybory na Florydzie. Jego największy rywal do nominacji prezydenckiej Newt Gingrich zdobył aż o 15 procent głosów mniej.
Zdaniem komentatorów, zwycięstwo byłego gubernatora Massachusetts w jednym z największych ludnościowo stanów USA sprawia, że jego nominacja prezydencka w tegorocznych wyborach staje się coraz bardziej nieuchronna. Popiera go przeważająca większość kierowniczych elit Partii Republikańskiej (GOP).
Romney zdobył na Florydzie 50 delegatów na konwencję przedwyborczą GOP w sierpniu, która mianuje kandydata partii na prezydenta.
Po obliczeniu ponad 80 procent głosów na Florydzie okazało się, że były gubernator zdobył ich 47 procent, a Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów - 32 procent. Przewaga ta jest większa niż wskazywały na to przedwyborcze sondaże.
Trzecie miejsce zajął były senator z Pensylwanii, Rick Santorum z 13 procentami, a czwarte kongresman z Teksasu, Ron Paul (7 procent).
Kiedy ogłoszono te wyniki, Romney wygłosił przemówienie, w którym wyraził przekonanie, że wygra wybory prezydenckie, powiedział, że skieruje Amerykę na nowe tory i obiecał "nową erę pomyślności".
"Barack Obama będzie prezydentem jednej kadencji" - powiedział, oświadczając, że gospodarka jest w kiepskim stanie. Przypomniał, że od trzech lat rządów Obamy bezrobocie przekracza 8,5 procenta.
"Prezydent powiedział w orędziu o stanie państwa: Pamiętajmy jak doszliśmy do stanu, w którym jesteśmy. No cóż, panie prezydencie, wiemy jak do tego doszliśmy: został pan wybrany" - oświadczył Romney.
Nie wspomniał, że obejmując rządy, Obama odziedziczył recesję, która zaczęła się w 2007 r., oraz rozpoczęty w 2008 r. światowy kryzys finansowy, który ją pogłębił.
"Moja prezydentura rozpocznie nową erę amerykańskiej pomyślności. Ja nie tylko zahamuje rozbudowę rządu, ja go zredukuję, zmniejszę wydatki i doprowadzę ostatecznie do zrównoważenia budżetu" - powiedział.
Obamę krytykował - jak wielokrotnie przedtem - jako prezydenta, który zamierza przekształcić USA w "europejską socjaldemokrację".
"W tej kampanii chodzi o ratowanie duszy Ameryki. Prezydent chce zasadnoiczo ją zmienić, przekształcić ja w coś, czego nie poznamy" - oświadczył i podkreślił, że na to nie pozwoli.
Zebrani na wiecu ludzie nagradzali go burzliwą owacją.
Romney kurtuazyjnie pozdrowił także "trzech pozostałych kandydatów" do nominacji - nie wyróżniając Gingricha, chociaż tylko jego uważa się za konkurenta, który mógłby mu jeszcze zagrozić.
Podkreślał, że zależy mu na jedności Republikanów, zachwianej twardą kampanią między nim a Gingrichem.
"Kompetytywne prawybory nie podzielą nas. Rozruszają nas tylko - i zwyciężymy. Będziemy zjednoczeni" - powiedział.
Przemawiając w Orlando po porażce, Gingrich oswiadczył, że bynajmniej nie zamierza się poddać. Pośkreślił, że prawybory są "wyborem między prawdziwym konserwatystą" - mając na myśli siebie - a "umiarkowanym politykiem z Massachusetts".