Każdy, kto wchodzi do sklepu, wie doskonale, że za wszystko, co wrzuci do koszyka, będzie musiał zapłacić przy kasie.
Na tym świecie darmowa jest tylko miłość. Za wszystko inne trzeba płacić. Również w internecie. Jest to zasada powszechnie znana i akceptowana. Dlaczego zatem wielu polskich internautów protestuje przeciwko porozumieniu ACTA? Czyżby kwestionowali święte prawo własności, również własności intelektualnej? Niektórzy zapewne przejawiają lewicowe tendencje i marzą o utopijnym świecie, w którym wszystko jest za darmo. Ale w moim przekonaniu stanowią oni margines. Większość zna i akceptuje przykazanie: nie kradnij. Nie trzeba chodzić na religię, by wiedzieć, że cudzej własności nie wolno ruszać. Dlaczego zatem protestują? Są dwa główne powody. Po pierwsze, internet pozostaje swego rodzaju „ziemią nieznaną”, dzikim polem, które domaga się zagospodarowania. Trudno w internecie określić, co do kogo należy. W sklepie mięsnym sytuacja jest prosta: wiadomo, że właścicielem kiełbasy jest rzeźnik. Internet czeka na mądrego, który wyznaczy sprawiedliwe granice tego, co moje, twoje czy jego. Na razie kogoś takiego nie widać na horyzoncie. Nie są nimi również protestujący, zakryci maskami z podobizną wąsatego jegomościa. I tu dochodzimy do drugiego powodu protestów. Niejasne przepisy znajdujące się w porozumieniu ACTA wywołały obawę, że odtąd w internecie wszystko będzie złodziejstwem. A internet, tak samo jak sklep mięsny, domaga się jasnych zasad. Na ich sformułowanie trzeba będzie jeszcze poczekać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk