Policja poszukuje sprawcy fałszywego alarmu bombowego, który w sobotę poinformował szpital we Wrocławiu o podłożeniu bomby. W nocy z soboty na niedzielę ewakuowano ponad 300 pacjentów; część z nich wróciła już do szpitala.
Policja poszukuje sprawcy fałszywego alarmu. Za narażenie innych na utratę życia czy zdrowia grozi do 12 lat więzienia.
Jak poinformował PAP w niedzielę dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu (WSS) prof. Wojciech Witkiewicz, pacjenci sukcesywnie wracają do WSS z innych wrocławskich szpitali, do których zostali przewiezieni w nocy podczas ewakuacji.
"Ewakuacja w sumie przebiegła bardzo sprawnie. Wywoziliśmy pacjentów autobusami, karetkami, a niektórych rodziny zabierały do domu. Szpital wraca do normalnej pracy" - zapewnił profesor.
Wyjaśnił, że ewakuacja po pierwszym alarmie ok. godz. 16 zakończyła się o godz. 18 i wtedy ok. 100 pacjentow zostało wywiezionych do innych placówek medycznych autobusami; niektórych pacjentów rodziny zabrały do domu.
Do drugiej ewakuacji doszło po kolejnym telefonie o podłożeniu bomby około północy. Wtedy wywieziono ze szpitala ok. 250 pacjentów różnymi środkami transportu do innych szpitali.
Jak poinformował Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, "policja o telefonie o podłożeniu bomby dowiedziała się ok. godz. 16. Z ulicznej budki telefonicznej zadzwonił jakiś mężczyzna, który twierdził, że w szpitalu została podłożona bomba. Szpital został sprawdzony. Ok. północy po drugim alarmie doszło do ewakuacji pacjentów" - powiedział policjant.