Studenci coraz bardziej zapominają co to znaczy studiować. Wielu z nich uznaje, że to po prostu dobry sposób na zagospodarowanie czasu.
28.01.2012 13:27 GOSC.PL
Warto więc przypomnieć sobie co znaczy słowo „studia”. Bo to nie tylko uczenie się w jakiejś „wyższej’ szkole, ale też czytanie – mówiąc górnolotnie – mądrych ksiąg, to również – uważne wpatrywanie się w coś, lub kogoś.
Wyobrażamy sobie, że studenci poszli na studia po to, żeby wpatrywać się (nie piszę – kontemplować) w wiedzę. Powinni to czynić nie tylko patrząc się w oczy i usta wykładających profesorów, ale także w karty książek. Jednak okazuje się, że w praktyce mają w nosie wpatrywanie się i kontemplację.
Pracownicy naukowi mówią, że tylko kilka procent młodych ludzi aspirujących do miana „inteligent” próbuje się poza szkołą dokształcać, wykazuje samodzielność myślenia i inicjatywę twórczą. Przykłady? Proszę bardzo – jestem na spotkaniu ze znanym krytykiem i literatem. Pół sali wypełnia grupka studentów polonistyki, którzy przyszli tu zwolnieni z seminarium, żeby się – jak się to mówi – rozwinąć. Nagle „wybija godzina” i kandydaci na filologów w połowie zdania bohatera spotkania wychodzą, bo właśnie w tym momencie… skończyłyby się ich zajęcia na uczelni.
Albo słyszę od prof. Zofii Zarębianki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, że zaproponowała swoim studentom „rozpracowywanie” przez semestr jakiegoś poety, a oni – poloniści przecież, z definicji przyszli nauczyciele literatury ojczystej – mówią jej, że nie, bo poezji nie rozumieją. Czy nie po to między innymi przyszli na te studia, żeby nauczyć się rozumieć wiersze?
Cóż pozostaje? Bezradność wobec powszechnej ignorancji i braku zapału? Czy też może wprowadzenie w szkołach wyższych dodatkowych zajęć na temat: „Co naprawdę znaczy słowo „studiować”?”
Barbara Gruszka-Zych