"Rzeczpospolita" dotarła do organizujących protesty przeciwko ACTA. Ci młodzi ludzie nie mają jeszcze ambicji politycznych.
Jest ich w Polsce mniej niż setka, większość to ludzie, którzy wchodzą lub dopiero niedawno weszli w dorosłe życie. Ale udało im się to, czego od lat nie potrafili zrobić politycy. Wyprowadzili na ulicę dziesiątki tysięcy protestujących, postawili na nogi policję i służby specjalne oraz wywołali kryzys polityczny.
"To ruch, który może okazać się bombą z opóźnionym zapłonem. Dzisiaj rządu nie wywrócą, ale wpływają na młodych ludzi, liczną część społeczeństwa internetowego, którzy w perspektywie dwóch - trzech lat mogą uznać, iż jedynym sposobem wyeliminowania polityków niszczących ważny dla nich wirtualny świat, jest skasowanie ich przy urnie wyborczej" - ocenia dr Maciej Drzonek, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Gazeta dotarła do aktywistów odpowiedzialnych za tworzenie grupy w kilku regionach kraju. "Prowadzimy ideologiczną wojnę o wolność słowa i nasze prawa. Nie mamy liderów ani przywódców" - mówi XY odpowiedzialny za "medialną obsługę" akcji grupy Anonymous w Polsce. "Jesteśmy niczym grupa ptaków, każdy, kto chce, może lecieć z nami" - zachęca. Największy wpływ na decyzje o akcjach Anonimowych mają osoby, które jeszcze zanim ruch powstał w Polsce, angażowały się w jego globalne akcje.
"To są chwilowe protesty. W czasie następnych wyborów nikt nie będzie już o nich ani o ACTA pamiętał" - uważa dr Wojciech Jabłoński, politolog. "Doświadczenia krajów rozwiniętych gospodarczo pokazują, że ruch społeczny, aby był skuteczny, nie musi być szeroki ani liczyć zbyt wielu uczestników. Ważne, żeby był zwarty i stosował metody, które pozwalają być widocznym przy okazji protestów" - ripostuje dr Rafał Chwedoruk.