Ślubna obrączka ze śruby, ostatni gryps wypisany na chusteczce, wazonik z łuski zrobiony przy oblężeniu Leningradu – trafiły do Muzeum II Wojny Światowej.
„Kochana żono, Niunisiu, Laluniu, Grzesiu, Matko, Siostry, Szwagry, Krewni, Znajomi, dziś zostaję rozstrzelany przez władze niemieckie. Ginę za ojczyznę z uśmiechem na ustach, lecz ginę niewinnie. Za krew niewinną niech Bóg zapłaci przekleństwem wiecznym podłym łotrom. Twój Bolek”. Zwykła chustka do nosa z tym przejmującym napisem trafiła do powstającego w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej, w ramach ogłoszonej przed trzema miesiącami akcji zbierania pamiątek. Chustka jest grypsem, przemyconym w 1940 roku z więzienia na Zamku Lubelskim. Swoje ostatnie słowa dla tych, których kochał, zapisał na niej Bolesław Wnuk spod Zamościa, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej i poseł na Sejm II RP ostatniej kadencji.
Muzeum właśnie podsumowało efekty swojej zbiórki. Spadkobiercy rodzinnych relikwii podarowali np. ślubną obrączkę Michała Michułka ze wsi Chłopy koło Lwowa, wykonaną ze... śruby. Michał został lekko ranny w bitwie pod Kołobrzegiem w 1945 roku, a później doszedł z Ludowym Wojskiem Polskim do Berlina. Po wojnie wrócił do rodzinnej wsi i poślubił ukochaną. Ponieważ oboje byli biedni i nie było ich stać na zakup pary obrączek, Michał własnoręcznie zrobił obrączkę ze śruby. W środku widać nawet fragment gwintu.
Wśród innych darów jest kompas wojskowy wzoru 32, należący do żołnierza polskiej wojny obronnej 1939 roku. Na jego odwrocie są wygrawerowane symbole Wojska Polskiego. Ktoś podarował maszynę do pisania z niemieckiego okrętu podwodnego, ktoś inny kijki i buty narciarskie Jana Rzeszewicza ze Starogardu Gdańskiego, od 1942 roku żołnierza Wehrmachtu. Jan z racji wysokich umiejętności narciarskich został wysłany do Laponii, gdzie w śniegach walczył z Armią Czerwoną – i stamtąd przywiózł buty z kijkami.
Muzeum dostało też wazonik z mosiężnej łuski po pocisku, z napisem: ,,Meiner Lieben Mutter - Gerhard. Vor Leningrad, 16.04.1942”, czyli ,,Mojej ukochanej Mamie - Gerhard, z Leningradu, 16.04.1942”. Wazonik wysłał Klarze Kautz, Niemce z Bydgoszczy, jej jedyny, 27-letni wtedy syn Paul Gerhard Kruczkowski. Brał udział w oblężeniu Leningradu, w którym z głodu dochodziło do dantejskich scen, z ludożerstwem włącznie. Ojciec Paula Gerharda, Karol, był Polakiem, który zginął na froncie I wojny światowej. Paul Gerhard też nie przeżył swojej wojny: zginął w sowieckim obozie jenieckim w 1944 roku. Mama przeżyła go o 29 lat. Po jej śmierci w 1973 r. w Wolfsburgu wazonik został wykupiony w punkcie złomu i przez wiele lat przechowywany przez panią Łucję Żłobińską.
Jest też sukienka, zrobiona z włóczki własnoręcznie przędzonej z lnu, przez ówczesną nastolatkę Wandę Szufitę, siostrę partyzanta ze wsi Chłaniów na Zamojszczyźnie. W czasie pacyfikacji Chłaniowa Niemcy zabili jej mamę, ale 16-letnia Wanda zdążyła uciec i schować się w zbożu. Po wojnie została nauczycielką.
Przedmioty, zebrane w ramach zbiórki, zwykle wywołują fascynację publiczności dopiero, gdy ktoś opowie o pogmatwanych losach ludzi, którzy tych przedmiotów dotykali. Właśnie w ten sposób eksponaty są prezentowane w nowoczesnych muzeach.
Po podsumowaniu efektów dotychczasowej zbiórki, Muzeum II Wojny Światowej ogłosiło jej kontynuowanie. – Wiele pamiątek ginie na śmietnikach bądź niszczeje na strychach. Odchodzi pokolenie, które zna historyczną wartość tych przedmiotów – mówi Janusz Marszalec, zastępca dyrektora Muzeum. – Choć decyzja o oddaniu pamiątek jest często bardzo trudna dla darczyńców, to dla wielu jest to doskonałe rozwiązanie. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mają ich komu przekazać. U nas będą nie tylko profesjonalnie zabezpieczone i przechowywane, ale mogą stać się częścią wystawy i dotrzeć do szerszego grona – zapowiada.
Przemysław Kucharczak