Pakt fiskalny to kolejna gra pozorów Unii.
25.01.2012 10:10 GOSC.PL
Czy Polska będzie uczestniczyć w szczytach grupy euro raz w roku, dwa razy, a może za każdym razem? Trwają negocjacje w sprawie rodzącego się paktu fiskalnego, czyli de facto nowej Unii. Ponieważ Polska nie należy (jeszcze) do strefy euro, rząd stara się wynegocjować przystąpienie do paktu z możliwością brania udziału w spotkaniach. W zamian za dopuszczenie nas do elitarnego stołu, przy którym i tak nie zabierzemy wiążącego głosu, będziemy musieli zobowiązać się do przestrzegania przynajmniej części reguł, które wezmą na siebie pełnoprawni członkowie. O jakie zasady chodzi? Główne elementy umowy to wzmocnienie dyscypliny budżetowej oraz automatyczne sankcje za jej naruszenie.
Całe zamieszanie i ekscytacja kolejnymi projektami paktu, w których raz jesteśmy przy stole przynajmniej raz w roku, raz nie ma nas w ogóle, przypomina atmosferę wokół innego projektu, któremu przypisywano nadmierne znaczenie: słynnego mechanizmu z Joaniny, który miał nam rzekomo dawać poczucie bezpieczeństwa w razie niezgody na jakieś decyzje. O Joaninie nikt poważny w Unii już dziś nie pamięta, bo też Unia nie jest już tą samą Unią, którą była jeszcze parę lat temu. Nawet jeśli traktat lizboński w pełni zacznie obowiązywać po zakończeniu różnych okresów przejściowych w 2014 i 2017 roku, to będziemy w jeszcze innym miejscu.
Pakt fiskalny to kolejna gra pozorów Unii. Nasze ewentualne pełne w nim członkostwo nie da żadnych gwarancji gospodarczego i politycznego bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie. Pakt fiskalny i centralne kontrolowanie budżetów krajowych nie jest lekarstwem na kryzys. Byłoby nim uwolnienie konkurencji wewnętrznej, czyli wpuszczenie powietrza do zbiurokratyzowanej Wspólnoty. W tym miotaniu się Europy Polska próbuje wygrać jak najwięcej dla siebie. Tyle że to ciągle tylko przyłączanie się do tego, co wymyślili już inni. Ani całej Unii, ani Polski nie uratują jednak półśrodki.
Jacek Dziedzina