Mój ulubieniec, angielski pisarz G.K. Chesterton, twierdził, że „najważniejsze, co trzeba wiedzieć o drugim człowieku, to jego wizja wszechświata”.
Dla gospodyni domowej – przekonywał – przyjmującej lokatora na stancję, liczą się nie tylko jego dochody, ale przede wszystkim „życiowa filozofia”. Dobrze jest znać liczbę planet we wszechświecie. Skrupulatnie liczy je wybitny polski astronom prof. Andrzej Udalski, o czym opowiada w rozmowie z Tomaszem Rożkiem (s. 50-51). Jednak ważniejsze od poznania liczby planet jest przekonanie, skąd one się tam wzięły. Mówiąc inaczej, ważniejsza jest wizja wszechświata. Na premiera Węgier Viktora Orbána spadło w ostatnich miesiącach całe morze oskarżeń. Od łagodnych, że łamie zasady demokracji, po mocne, że jest dyktatorem, a nawet faszystą. Zarzuty w większości niesprawiedliwe, o czym osobiście mogli się przekonać wysłannicy „Gościa” do Budapesztu (s. 36–39). Wielce prawdopodobne – czego oczywiście nikt głośno nie powie – że spadają one na głowę premiera Węgier za jego „wizję wszechświata”. Nowa konstytucja, przyjęta głosami partii Orbána, zaczyna się od pierwszych słów hymnu węgierskiego: „Boże, zbaw Węgrów i obdarz ich swoimi łaskami”. Szef węgierskiego rządu potrafi dobrze liczyć i panować nad cyframi. W ciągu dwóch lat obniżył deficyt budżetowy z 7,5 proc. do mniej niż 3 proc., co Europie bardzo się podoba. Europa alergicznie reaguje jednak na wizję całości, w której porządkująca rola przypada Bogu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk