Czy nie można organizować wymian wyjazdów na ferie między... parafiami?
Kojarzycie Państwo reklamę, w której dzieci – z minami przemądrzałych dorosłych – wybierają sobie wakacje? Za „jedyne” 1650? W ogóle nie przepadam za reklamowaniem produktów dla dorosłych przez dzieci. Choćby dlatego, że powielają niefajną zasadę: coraz więcej rodzin kupuje, kierując się gustami kilkulatków... A to ani mądre, ani wychowawcze nie jest. Natomiast dziecięca dyskusja o tym, gdzie pojechać na wakacje i że Bułgaria czy Hiszpania to „taniocha” – drażni mnie wyjątkowo. Po pierwsze dlatego, że wykorzystuje niezdrową radość niektórych rodziców z tego, że dzieciak ma już materialne, „wysublimowane” gusta. A po drugie... (teraz będzie i populistycznie, i macierzyńsko) „problem”, gdzie wyjechać na zagraniczne wakacje, dotyka garstki polskich dzieci. Oczywiście tej garstce trzeba życzyć wspaniałych wakacji. Jednak jakoś tak od razu przykro się robi z powodu ogromnej większości zwyczajnych dzieci, która nie tylko nie wyjedzie do „taniej” Bułgarii, ale nie wyjedzie nigdzie. Zaczynają się ferie zimowe. Jak co roku tylko ok. 20 proc. polskich dzieci odpocznie poza domem. Będą to dzieci, których rodzice zarabiają ponad średnią krajową. Część wyjedzie też z organizacjami kościelnymi – za niewielkie pieniądze. Ale w skali kraju to jednak kropla w morzu dziecięco-feryjnych potrzeb. Bo co z tzw. resztą? Skorzysta w najlepszym razie z ferii w mieście. Większość jednak będzie siedzieć w domu, grać w głupie gry komputerowe, nudzić się lub z zazdrością patrzeć na reklamę, w której inne dzieci... wybierają zagraniczne wakacje. Chodzi więc za mną pewna myśl: jeśli można organizować np. trudne do przeprowadzenia wymiany studentów – między krajami, uczelniami itd., to czy nie można organizować, na niewielką skalę, bez pompy, wymian między... parafiami? Trzydziestka dzieci z miejscowości X na południu kraju wyjeżdża na tydzień do miejscowości Y na północy? A potem na odwrót. Nocują u rodzin, a ludzie dobrej woli organizują im czas. I nie chodzi o szalone atrakcje za ciężkie pieniądze... Przecież, żeby dobrze się bawić i poznawać świat, wcale nie trzeba Bułgarii. A nie muszę chyba nikogo zapewniać, jak kapitalnie wpływa na dzieci zmiana środowiska, poznawanie nowych ludzi, itd. Feryjne mrzonki? Że się nie uda? Nikt się nie podejmie? A może jednak warto spróbować? Wiele ferii przed nami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska