9 stycznia 2011 r. mieszkańcy południa Sudanu zagłosowali za niepodległością. W kraju panowała euforia. Jednak rok później w najmłodszym kraju świata trwają walki, szaleje korupcja i rośnie inflacja, a niepodległość nie cieszy już tak, jak przed 12 miesiącami.
Mieszkańcy południa wzięli udział w referendum niepodległościowym na mocy rozmów pokojowych, które zakończyły trwającą dziesiątki lat wojnę domową. Pół roku później, 9 lipca 2011 r., powstało nowe państwo - Republika Sudanu Południowego. Na południe powróciło ponad 350 tys. ludzi.
W poniedziałek wielu mieszkańców Dżuby, najmłodszej stolicy świata, uczciło ten dzień wolny od pracy, ubierając się na biało. "Mnie już ta niepodległość nie cieszy. Ludzie nadal żyją w nędzy. Brzuchy rosną tylko tym, którzy są u władzy, a ja nie mogę znaleźć pracy" - powiedział PAP student zarządzania Garang Deng.
W Sudanie Południowym, który jest jednym z najsłabiej rozwiniętych państw na świecie, optymizm gaśnie z każdym dniem. Brakuje miejsc pracy. W kwietniu populacja 8-milionowego kraju powiększy się o ponad milion obywateli, którym skończą się karty stałego pobytu na północy i którzy będą zmuszeni powrócić z północy na południe.
W ciągu roku inflacja sięgnęła już 80 proc., a w niektórych rejonach ze względu na niestabilną sytuację i brak dróg przejezdnych w porze deszczowej ceny podstawowych produktów wzrosły nawet o 200 proc.
Władzom w Dżubie i w Chartumie nadal nie udało się dojść do porozumienia w sprawie podziału zysków z ropy naftowej. Po podziale Sudanu ponad dwie trzecie tego surowca znajdują się w granicach południa. Zasady, na których ponad 300 tys. baryłek ropy dziennie miałoby płynąć przez rurociąg do Port Sudanu na północy, nadal nie zostały ustalone. Z kolei budowa rurociągu z Sudanu Południowego do Kenii to projekt należący do dalekiej przyszłości. Jeśli na południu nie zostaną odkryte nowe złoża ropy naftowej, źródła surowca mogą wyschnąć już za dziesięć lat - prorokuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Od uzyskania niepodległości rząd z Dżuby sprzedał ropę wartą 3 mld dol. Jednak mało wskazuje na to, by pieniądze te były wydane na rozwój kraju, w którym panuje gigantyczna korupcja. "Rząd wydaje pieniądze na luksusowe samochody i inwestuje pieniądze z łapówek za granicą. Nie o to walczyłem całe moje życie" - powiedział PAP profesor z Uniwersytetu w Dżubie, który wolał zachować anonimowość.
Według danych ONZ w tym roku ponad 2,7 mln mieszkańców południa będzie potrzebować pomocy żywnościowej. Dodatkowo tysiące uchodźców szukają schronienia na terytorium południa, uciekając przed walkami, które toczą się Południowym Kordofanie i stanie Nil Błękitny pomiędzy grupami rebelianckimi i Sudańskimi Siłami Zbrojnymi (SAF) z północy. Chartum i Dżuba zarzucają sobie nawzajem wspieranie grup rebelianckich na wrogich terytoriach.
Granice państwa pomiędzy północą a południem nie zostały jeszcze dokładnie wytyczone. W Sudanie Południowym jest również kilka grup rebelianckich, które są wrogie władzom. Pod koniec roku zabito przywódcę największej z nich, George'a Athora, jednak rebelianci już zdążyli wybrać nowego lidera.
W kraju toczą się również walki plemienne. Do tradycji wielu spośród ponad dwustu grup etnicznych należy uprowadzanie bydła, które jest jedyną lokatą kapitału i gwarantem posiadania rodziny. Żona kosztuje średnio 40 krów. W Boże Narodzenie 6 tys. wojowników z plemienia Lou Nuer zaatakowało w akcie zemsty plemię Murli. Kilkaset osób zginęło, a ponad 50 tys. szuka schronienia w buszu. Nuerowie odbili również kilkadziesiąt tysięcy sztuk bydła.
Plemię Murli w niedzielę przystąpiło do kontrataku, zabijając kilkadziesiąt osób. "Walki te należą do tradycji; niestety tradycyjne włócznie zostały zamienione na karabiny maszynowe i dlatego ginie tylu ludzi. Wojownicy wyposażeni są nawet w telefony satelitarne" - powiedział PAP jeden z żołnierzy misji ONZ w Sudanie Południowym, która wysłała swoje oddziały w rejon walk plemiennych w stanie Jonglei. W 2011 r. na skutek lokalnych walk zginęło 3 tys. ludzi, a ponad 300 tys. opuściło swoje domy.
Jednym z największych problemów w kraju jest rozbrojenie ludności cywilnej. Wojna domowa w Sudanie była jednym z najkrwawszych konfliktów od czasów drugiej wojny światowej. Walki o podłożu etnicznym, religijnym i ekonomicznym pomiędzy północą a południem rozpoczęły się w 1956 r. i z krótką przerwą toczyły się przez następne 50 lat. Zginęły prawie dwa miliony ludzi, a ponad cztery miliony zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów.