O sporze wokół nowych przepisów o refundacji leków z Krzysztofem Bukielem, przewodniczącym Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, rozmawia Agata Puścikowska.
Agata Puścikowska: Można zgodzić się z zasadnością lekarskiego prostestu. Dlaczego jednak przybrał formę uderzającą tak bardzo w pacjentów?
Krzysztof Bukiel: – Ogromna większość działań, jakie podjęli lekarze wypisujący recepty na leki refundowane po 1 styczna br. to nie protest w pełnym tego słowa znaczeniu. To jedyne racjonalne działanie, jakie lekarze mogli podjąć. Biorąc oczywiście pod uwagę nowe warunki, w jakich przyszło im pracować. Przykładowo: jeżeli lekarz na recepcie nie wskazuje, czy pacjent jest ubezpieczony, to nie dlatego, że protestuje. Robi tak, gdyż nie ma żadnego pewnego dokumentu poświadczającego ubezpieczenie zdrowotne, a lekarz jest karany wielkimi karami finansowymi, jeżeli okaże się, że pacjent mimo pokazanego i ważnego dokumentu – nie był ubezpieczony w ocenie NFZ. I nie ma tutaj znaczenia, że lekarz nie popełnił błędu.
Podobnie jest z niezaznaczaniem stopnia refundacji leku na recepcie. Nie wdając się w szczegóły chcę poinformować, że właściwe zaznaczenie tej refundacji jest niemal niemożliwe, a dodatkowo byłoby niezwykle czasochłonne – kosztem działań typowo lekarskich. To właśnie te nieprotestacyjne działania lekarzy są uciążliwe dla pacjentów.
Jedynym elementem protestacyjnym jest przystawianie pieczątki na recepcie, co jednak nie ma żadnego znaczenia prawnego, a jedynie informacyjne. Krótko mówiąc: uciążliwości dla chorych nie wynikają z działań protestacyjnych lekarzy, ale są skutkiem przepisów.
Wielu specjalistów mówi, że środowisko lekarskie miało czas na protest wcześniej, kilka miesięcy przed grudniem. Tymczasem akcja „pieczątkowa” rozpoczęła się tuż przed nowym rokiem. Czy wcześniej OZZL protestował? Negocjował z Ministerstwem Zdrowia?
– Tzw. konsultacje społeczne, które przeprowadza się przy okazji wprowadzania nowych ustaw albo rozporządzeń polegają na tym, że np. związki zawodowe przesyłają swoje opinie w sprawie odpowiednich projektów aktów prawnych. OZZL brał udział w tego rodzaju konsultacjach i negatywnie ocenił te aspekty przepisów o wypisywaniu recept refundowanych, które spowodowały skutki, które opisałem wyżej. Nie miało to żadnego wpływu na decyzje rządzących.
Nie było tutaj żadnego miejsca na „negocjacje” z MZ. Prawo nie przewiduje żadnych możliwości takich negocjacji i tylko od rządzących zależy czy zechcą się spotkać z tymi, co zgłaszają uwagi do projektu czy nie. Posiedzenia komisji zdrowia sejmu, gdzie rozpatrywana była ustawa – z punktu widzenia „partnerów społecznych” w ogóle nie mają znaczenia, bo nikt z rządzących nie zawraca sobie głowy takimi „głupstwami”, jak uwagi krytyczne „partnerów społecznych”.
Oczywiście dopóki nie ma niepokoju społecznego. A niepokoju społecznego nie mogło być wcześniej, bo – jak wspomniałem wyżej – nie wynika on z protestu, ale ze skutków przepisów. Trudno, żeby skutki były zanim pojawią się przyczyny, czyli wejście w życie przepisów.
Kiedy można liczyć na zakończenie protestu? Czy obecne stanowisko MZ Państwa satysfakcjonuje?
– Sposób, w jaki teraz lekarze wypisują recepty (czyli bez określania czy pacjent jest ubezpieczony i bez wskazywania stopnia refundacji za lek) jest dobry i właściwy. Aby skończył się niepokój społeczny z tym związany trzeba zmienić przepisy prawa, aby przy takim sposobie wypełniania recept pacjenci uzyskiwali swoje leki zgodnie ze swoimi uprawnieniami i bez kłopotów.
Obietnice, jakie ostatnio złożyli publicznie przedstawiciele rządu idą w tym kierunku. A czy zostaną spełnione – to już pytanie nie do mnie.
Agata Puścikowska