Kościół naszym domem - jak to rozumieć i wcielać w życie codzienne mówi Piotr Pindur, redaktor naczelny wydawnictwa "Księgarnia Świętego Jacka"
Dla mnie to jest chyba najciekawsza postać Nowego Testamentu
- Dla mnie Paweł. Mam na drugie Paweł. No, ale poważnie. To jest naprawdę bardzo budujące, że Pan Jezus wybrał na filar Kościoła akurat takiego człowieka. Tylko właśnie klucz jest w tym, żeby czerpać nie z siebie. On tego nie wziął z siebie. Musiały się pojawić te języki ognia w wieczerniku, żeby tamci zalęknieni ludzie wyszli i zaczęli głosić Chrystusa.
A rozmawiacie w rodzinie o trudnych sprawach w Kościele?
- Rozmawiamy. I w te rozmowy włączamy już też naszego starszego syna. Chcemy, żeby o tych trudnych sprawach słyszał z naszych ust, a nie z ust rówieśników czy z mediów, często krytycznych, a nawet wrogich Kościołowi. My bowiem tłumaczymy mu te sprawy z punktu widzenia ludzi, którzy kochają Kościół, którzy mają świadomość swojej własnej grzeszności i wiedzą, że ta grzeszność też składa się na ów ludzki, grzeszny wymiar Kościoła.
Niedawno w „Więzi” był tekst na temat marzeń o Kościele. O jakim Kościele pan marzy?
Dla mnie najważniejszym atrybutem Kościoła, czyli wspólnoty ludzi, z którymi żyję i z którymi razem wierzę, jest bliskość – bliskość i dostępność człowiekowi. Jeśli ktoś przyjdzie do mnie jako do współwierzącego z jakąś potrzebą, to ja go nie zlekceważę, ale wysłucham go i w miarę możliwości pomogę. Pomogę sam albo wskażę kogoś, kto jest w stanie pomóc, zainteresuję się. Ale tego samego oczekuję też od struktur kościelnych. Kościół powinien być dla ludzi. Mówił o tym abp Skworc podczas swego ingresu. Kościół powinien być dla człowieka. Nie dotyczy to tylko duchownych, ale także świeckich. To też się odnosi do Kościoła domowego: ja mam być bliski i dostępny dla dzieci. To działa już na tym etapie.
Takiej właśnie bliskości Kościoła doświadczyliśmy bardzo namacalnie w ostatnim czasie, kiedy tata Gabrysi w ciężkim stanie trafił do szpitala i zadzwoniłem wieczorem do kapelana szpitalnego, który był już w domu, ale gotów był natychmiast wsiąść w samochód i przyjechać do taty.
Rozmawia Jan Drzymała