Czeskie boromeuszki, które czuwały przy Havlu opowiadają o jego ostatnich chwilach.
Czeskie radio nadało audycję, w której siostry boromeuszki opowiedziały o swej pracy przy prezydencie Czech Vaclavie Havlu. Siostry Veritas Holíková, Angelika Pintířová i Evangelista Motáňová od kilku miesięcy przebywały w skromnej daczy Havla na Hrádečku, opiekując się chorym prezydentem. Opowiadają, że prezydent do końca był świadomy tego, że odchodzi i przyjmował to z wielkim spokojem. „Był na swój koniec przygotowany i wiedział, że się zbliża - mówiła siostra Holíková. Nie bał się otwarcie mówić o umieraniu i śmierci ze swymi przyjaciółmi”.
Nic jednak nie wskazywało, że odejdzie tak szybko. W sobotę wieczorem rozmawiali jeszcze o tym, jak wspólnie spędzą Święta Bożego Narodzenia, gdyż Havel zdecydował, że nie będzie wracał do Pragi. Późnym wieczorem w sobotę do Hrádečku przyjechała żona Havla, Dagmara, która wcześniej zajęta była sprawami zawodowymi w Pradze, gdzie pracuje jako aktorka. W czasie ostatniej rozmowy ustalali, jak będą wyglądały ich święta. Pani Dagmara obiecała mu, że zmieni wszystkie swoje plany zawodowe, aby wcześniej z Pragi wyrwać się do Hrádečku. Noc minęła spokojnie. Ostatnie słowa, jakie siostry usłyszały od Havla w niedzielę 18 grudnia rano ok. godz. 7 brzmiały: „Chciałbym jeszcze trochę pospać, obudźcie mnie za godzinę”.
Prezydent Czech zmarł we śnie ok. 9.45. Przy jego łóżku czuwała s. Holíková, modląc się za umierającego. Wspominając go mówiła, że Havel ujmowała ją prostotą i bezpośredniością, a przede wszystkim wielką pokorą, z jaką czekał na swoje odejście. W rozmowach z siostrami nie ukrywał, że czuje, iż zbliża się do jakiegoś absolutnego horyzontu, za którym przyjdzie mu zdawać sprawę ze swego życia i czekał na ten moment w wielkiej pokorze. Havel poznał siostry w czasie pobytu w praskiej klinice „Pod Petřínem”, gdzie się leczył, a one pracowały jako pielęgniarki. Nawiązała się między nimi nić sympatii. Latem, gdy Havel zdecydował, że chce wrócić do siebie, poprosił aby siostry pojechały wraz z nim, gdyż potrzebował stałej opieki lekarskiej. Odtąd boromeuszki zajmowały się nim aż do śmierci.
Andrzej Grajewski