To zadziwiające, że miasteczko, gdzie miało miejsce najważniejsze wydarzenie w dziejach świata, nigdy nie zrobiło na tym kariery. Fatima czy Lourdes skorzystały ekonomicznie na objawieniach maryjnych. Betlejem nie.
Jak było mieściną przed narodzeniem Jezusa, tak i po narodzeniu nie stało się metropolią. A przecież miało i ma potężny atut – tylko w tym mieście Bóg stał się człowiekiem. O dzisiejszym Betlejem nadal można mówić, że jest najmniejszym spośród plemion judzkich. Na dodatek jest brudne, zakurzone, a teraz jeszcze otoczone betonowym murem, zasiekami z drutu kolczastego i strzeżone przez młodych izraelskich żołnierzy. Miasto jest jakby zaryglowane i zamknięte. Pielgrzymi bez większych problemów mogą przekroczyć granicę Autonomii Palestyńskiej, ale dla mieszkańców Betlejem jest więzieniem. Z niejednego miejsca widzą obrzeża Jerozolimy, ale nie mogą tam pojechać do pracy czy na zakupy. O nie, kariery Betlejem nie zrobiło. Poza paroma wyjątkami tak było przez całe wieki. Św. Hieronim, który miał szczęście mieszkać i pracować w Betlejem, w swoim liście z 395 r. skarżył się: „Tam, gdzie niegdyś kwilił Chrystus jako dziecię, teraz opłakuje się oblubieńca Wenus”. Nawiązywał w ten sposób do gaju Adonisa, który dla zatarcia śladu chrześcijańskiego kultu był posadzony przez pogan na miejscu narodzenia Jezusa. Miało to i dobrą stronę, bo kiedy do Betlejem dotarła cesarzowa Helena, wiedziała, gdzie wybudować kościół. Dlaczego Betlejem przez tyle wieków nie zrobiło kariery? Może podświadomie naśladowało swojego najważniejszego Rodaka? Skoro Jezus był cichy, mały, bezbronny i biedny, to miasto też takie musi pozostać. Słabe i potrzebujące pomocy. Proszące o miłość. Zamiast ludzkiej kariery, Betlejem robi Boską karierę. To wyjątkowe miasteczko jest być może przedłużeniem znaku, który Bóg dał w Jezusie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk