Pod „Wujkiem” skończył się multimedialny spektakl poświęcony pacyfikacji kopalni 16 grudnia 1981. Nie chciałam go oglądać, żeby nie przerazić się tamtymi wspomnieniami
17.12.2011 09:10 GOSC.PL
W krypcie katedry Chrystusa Króla w Katowicach spotykaliśmy się z grupą kolegów z duszpasterstwa akademickiego co wieczór od początku stanu wojennego. Zwykle byliśmy tam dużo wcześniej, bo obowiązywała godzina policyjna i niektórzy mieli daleko do domu czy akademika. Każdą Mszą odprawianą przez sp. ks. Oskara Thomasa chcieliśmy odmienić to co się stało. Ale tego wieczoru, kiedy poprzez nasze modlitwy i grube mury świątyni dotarł do nas warkot helikopterów wojskowych byliśmy pewni, że gdzieś obok rozegra się tragedia. Po modlitwie ks. Oskar powiedział, że wokół „Wujka” stoją czołgi, wojsko, nie wiadomo co się zdarzy. Niektórzy z nas w pierwszym porywie chcieli tam jechać, żeby jakoś wspomóc górników. Ksiądz nas zatrzymał, chyba przeczuwał czym to może grozić. My jeszcze nie wiedzieliśmy jak daleko może posunąć się nowa wojskowa władza. Sam potem pomagał w organizowaniu pomocy rodzinom zabitych i internowanych, odwiedzał ich w miejscach zatrzymania. I zmarł znienacka, jako 43-latek, w dziwnych, jakby na to patrzeć z perspektywy, okolicznościach.
Tamtej nocy wracaliśmy do domów z zamarzniętymi słowami modlitw na ustach. Z zagranicznych rozgłośni „Radia Wolna Europa” i „Głosu Ameryki” dowiedzieliśmy się, że na „Wujku” użyto broni. Kilkanaście ulic od katedry gdzie byliśmy, zastrzelono dziewięciu górników. Dziś nad kopalnią latał wojskowy helikopter, pojawiły się wozy pancerne oraz statyści przebrani za górników i zomowców. Na 28-metrowej scenie wybrzmiała muzyka rockowa i poezja Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta. To widowisko przypomniało pewnie młodszym co się działo w tym miejscu 30 lat temu. Jednak ja nie chciałam usłyszeć jeszcze raz warkotu tamtych samolotów. Bo one na prawdę leciały wtedy nad katedrą, nad głowami mieszkańców Katowic i strajkujących. To wszystko było realne.
Dziś wystarczył mi dźwięk deszczu, który nagle się rozpadał. Jakby płakał za nas wszystkich.
Barbara Gruszka-Zych