Około 1,4 tys. osób, prawie dwa razy więcej niż rok temu, uczestniczyło w dorocznym Marszu dla Życia, który 10 grudnia przeszedł ulicami stolicy Holandii. Jak dotąd był to najliczniejszy marsz obrońców życia w historii przedsięwzięcia organizowanego przez grupy pro-life: Krzyk dla Życia i Chrześcijanie na rzecz prawdy.
Podczas marszu doszło tylko do drobnych incydentów, wywołanych przez grupę kontrdemonstrantów. Nad bezpieczeństwem manifestantów czuwała policja. Uczestnicy marszu idąc w milczeniu ulicami Hagi, za każdym razem przypominają, że prawo umożliwiające aborcję na życzenie do 24. tygodnia ciąży obowiązuje w Holandii od 18 grudnia 1980 roku. Według obrońców życia, każdego roku w kraju dokonuje się około 30 tys. aborcji.
Prezes Cry for Life, Bert P. Dorenbos wyjaśnia, że głównym celem uczestników marszu, którzy jak zawsze zatrzymali się przed siedzibą holenderskiego rządu, jest apel, by przerwać zabijanie nienarodzonych dzieci.
Podczas tegorocznego marszu przemawiali goście z różnych krajów. Świadectwa złożyły dwie kobiety z USA, które od wielu lat zmagają się z traumą spowodowaną dokonanymi w przeszłości aborcjami. „Aborcja nigdy nie jest rozwiązaniem” – ostrzegały Amerykanki.
Przedstawiciele Cry for Life odwiedzili we wrześniu br. teren byłego obozu niemieckiego Auschwitz II-Birkenau w Brzezince. W kościele sąsiadującym z miejscem pamięci zostawili tysiąc figurek nienarodzonych dzieci, zapalili świece i ułożyli napis, wzywający do powstrzymania holokaustu bezbronnych dzieci, które chcą się urodzić. Liczba ułożonych na posadzce świątyni figurek nie była przypadkowa – tyle bowiem nienarodzonych dzieci zabija się w ciągu dwóch dni w Wielkiej Brytanii, w ciągu 3 dni w Niemczech i 12 dni w Holandii.
Ruch pro-life jest coraz bardziej zauważany w Holandii. Coraz częściej informacje o akcjach obrońców życia przebijają się do szerokiej opinii publicznej, inicjując poważną dyskusję o aborcji i eutanazji.