Na pokładzie Boeinga linii Ryanair, którym niedawno wracałam z Londynu, steward zachęcał pasażerów do kupna kalendarza. Na jego okładce prężyły się stewardessy w strojach plażowych.
07.12.2011 12:14 GOSC.PL
– Nasze koleżanki poświęciły się i pozowały do zdjęć – wyjaśnił. – Pieniądze ze sprzedaży zostaną przeznaczone na wspomożenie dzieci z chorobami skóry.
Chciałoby się skomentować: – Uważajcie, bo panie stewardessy, pozując na słońcu w kostiumach kąpielowych, mogą nabawić się chorób skóry. Czego im wcale nie życzę, ale takie zgryźliwe stwierdzenie prowokują foty pań, które zwykle bardzo elegancko ubrane latają na wysokości. Żeby pozować do kalendarzowych fotek wylądowały na jakiejś malowniczej plaży i jak powiedział ich kolega - „poświęciły się”. A jednak uznał, że takie prezentowanie nagości jest poświęceniem. Stwierdził wszem i wobec, że nie jest to stan normalny. Epatowanie nagością, żeby zadziałać na najniższe instynkty odbiorców, prowokując ich przy tym do wydania pieniędzy, stało się normą. Dlatego też coraz rzadziej takie chwyty działają i przynoszą zamierzoną przez ich pomysłodawców kasę.
Nie wiem dlaczego pracownice Ryanaira zdecydowały się na taką właśnie formę sesji. Wygląda na to, że ich szefowie liczyli, że podróżujący tanimi liniami lotniczymi dadzą się skusić na nagość i tylko ona może ich zmusić do przeznaczenia kilku euro na dobroczynny cel.
Ktoś może powiedzieć, że modelki nie były całkiem nagie, tylko nieco odsłonięte i nie ma co robić z tego sprawy. Jednak ich uśmiechnięte, miało się wrażenie – na siłę – twarze, zdawały się sugerować, że na nas – pasażerów – podziała to ich obnażenie. Że należymy grupy tych, którzy na to „lecą”. I szczerze mówiąc – poczułam się taką sugestią dotknięta. A może i inni pasażerowie też, bo kalendarza nikt nie kupił.
„No i dobrze im tak” – chciałoby się napisać. Nie sprowadzajcie nas „do poziomu”. Ani swoich pracownic też.
Barbara Gruszka-Zych