Przecież nie będą do nas strzelać. Mają już nauczkę z Gdańska, z Poznania i z wcześniejszych lat.
VI.
M.C.: – Zomowiec strzelił Krzyśkowi prosto w gardło, kulą, która spowodowała siedmiocentymetrową wyrwę w krtani. To znaczy, że to był morderca, który chciał zabić. I to były strzały, które miały zabić. Każdy z górników był postrzelony w czaszkę albo w piersi. Tłumaczenie, że zomowcy stracili głowę w obronie własnej, jest nonsensem. Górnicy ich napadli z łańcuchami, a oni w obronie własnej zastrzelili ich?
Mama pytała często: „I po co oni zginęli?” Nie doczekała ’89 roku. Gdyby pożyła jeszcze rok, toby przynajmniej wiedziała, że jednak coś się zmieniło, że po coś to było. Że jakiś sens tego wszystkiego jednak był.
A.G.: – W tej ostatniej rozmowie ze mną Krzysiek mówił: „Zobaczysz, doprowadzimy do wolnych wyborów, a później już wszystko będzie OK”.
M.C.: – A z Wiktorem chyba rozmawiał przed samą śmiercią, tam, pod bramą kopalni, bo Wiktor chodził go odwiedzać. Może trzy dni przed śmiercią mówił mu: „No co ty, Wiktor, kto będzie strzelał do górników, czego wy się boicie?”.
Ostatni, bardzo ładny gest Krzysia, 16 grudnia rano. Portierka z tego hotelu, w którym mieszkał, była pod bramą i mówi: „Krzysiu, co ci potrzeba? Może jakiś chleb, może jakiś koc albo pled, bo jednak zimno jest”. A on wtedy spojrzał na nią i powiedział: „Jeżeli, coś się stanie, to tylko proszę ucałować mamę” – i pocałował ją w policzek. „Proszę przekazać to mamie” – dodał. I ta pani przez te wszystkie lata była z nami, przychodziła do nas i zawsze na początku całowała mamę od Krzyśka.
A.G.: – Te ciągnące się procesy zomowców bez wyroków skazujących były dla nas za każdym razem policzkiem. Ktoś mnie kiedyś spytał, czy ja jako katolik przebaczam. A ja na to: „A czy ja wiem, komu właściwie mam przebaczyć, skoro nie ma winnych? Żeby przebaczyć, trzeba wiedzieć komu”.
M.C.: – Nigdy nie chodziło mi o zemstę ani o to, żeby oni siedzieli ileś tam lat w więzieniu. Krzysia i tak nie ma. Ale żeby ktoś z nich podszedł i powiedział przynajmniej tyle: „Zastrzeliłem twojego brata, bo byłem do tego
zmuszony.
A.G.: – Albo żeby powiedzieli: „Zabiliśmy go dlatego, że nam przeszkadzał, bo dbał o wolność, której myśmy nie chcieli wam dać.
M.C.: – Oni zdecydowali się uczestniczyć w tym strajku świadomie, chcieli tam być, nikt ich nie zmusił. Brat Wiktor mówił jeszcze do niego pod bramą: „Krzysiek, chodź do domu, co będziesz tutaj marznął!”. A on na to: „Dlaczego ja mam iść do domu? Ja tu po coś jestem”.
Ja zawsze proszę Krzysia o pomoc. Zawsze, jak jest coś poważnego, trudnego, to mówię: „Krzysiu, ty byłeś taki operatywny, spróbuj tam to załatwić”.
Jacek Dziedzina