W piątek ruszył proces Jarosława Kaczyńskiego oskarżonego o zniesławienie przez b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka określeniem go jako "agenta śpiocha". Prezes PiS nie przyznaje się do zarzutu, za który grozi do roku więzienia. Jego wyjaśnienia będą tajne.
Sprawa dotyczy wypowiedzi prezesa PiS z 2008 r., że Kaczmarek "to był po prostu człowiek drugiej strony, jak to niektórzy nazywają - taki +śpioch+". "To jest nawiązanie do agenta śpiocha. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent" - dodał J. Kaczyński. "Otóż on rzeczywiście bardzo zręcznie się wkupił w łaski naszego środowiska, parę rzeczywistych spraw załatwił, bo to bardzo sprawny i inteligentny człowiek, a następnie zaczął różnych układów bronić i dzięki temu różne śledztwa nagle się okazywały niemożliwe, choćby to paliwowe" - mówił b. premier.
"Wszystko podtrzymuję" - mówił Kaczyński, gdy w 2009 r. zrzekł się immunitetu poselskiego do tej sprawy. Zapowiedział wtedy, że jako oskarżony zamierza skorzystać z prawa przedstawienia sądowi "informacji, które mają charakter ściśle tajny".
W piątek przed Sądem Rejonowym dla m. st. Warszawy jeden z adwokatów Kaczmarka odczytał prywatny akt oskarżenia. Zarzuca on Kaczyńskiemu, że pomówił Kaczmarka w mediach o właściwości, które "mogą poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danej działalności".
Krytykowany przez wielu polityków i media artykuł 212 par. 2 Kodeksu karnego przewiduje za taki czyn grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Zgodnie z nim nie popełnia przestępstwa ten, kto "rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służący obronie społecznie uzasadnionego interesu".
Na początku piątkowej rozprawy sąd pytał, czy strony widzą możliwość ugody. "Na każdym etapie, ale musi być wola rozmowy po drugiej strony, a warunkiem byłoby przeproszenie" - oświadczył Kaczmarek. Kaczyński odparł, że "nie jest gotów przepraszać, bo powiedział prawdę".
Pytany przez sąd o dane osobowe, lider PiS powiedział, że utrzymuje się z pensji posła - ok. 8,7 tys. miesięcznie. Dodał, że nie był karany i nie leczy się psychiatrycznie (sąd ma obowiązek spytać o to każdą osobę oskarżoną). W tym procesie poprzedni sędzia nakazał badania stanu psychicznego lidera PiS, z czego wycofał się kolejny sędzia.
Kaczyński nie przyznał się do zarzutów. Zapowiedział, że będzie odpowiadał na pytania tylko swego obrońcy. Przed przystąpieniem do składania wyjaśnień powiedział sądowi, że będzie mówił o sprawach objętych tajemnicą państwową i dlatego wniósł o utajnienie rozprawy na ten czas.
Pełnomocnicy Kaczmarka sprzeciwili się utajnieniu rozprawy. "Skoro oskarżony miał dość odwagi, by publicznie ciskać swe oskarżenia, powinien też mieć dość odwagi, by je publicznie uzasadnić" - mówił sądowi mec. Wojciech Brochwicz. "Toczy się równolegle proces cywilny w tej sprawie, a strona pozwana nie wykazała, że jest w niej jakaś tajemnica" - oświadczył Kaczmarek. Sąd utajnił dyskusję między stronami, czy w sprawie jest jakaś tajemnica państwowa i w jakim zakresie może objąć wyjaśnienia oskarżonego.
Ostatecznie sąd uznał, że swe wyjaśnienia Kaczyński będzie składał niejawnie 17 stycznia 2012 w specjalnie zabezpieczonej sali, a taka jest tylko w Sądzie Najwyższym. Niejawne mają być tylko wyjaśnienia oskarżonego, a nie cały proces.
Karalność czynu zarzucanego Kaczyńskiemu przez Kaczmarka przedawnia się w 2013 r. Kaczmarek obawia się, że przedawnienie może nastąpić i podkreśla, że czekał 3 lata na rozpoczęcie procesu. Kaczyński nie wypowiadał się dla prasy.
Trwa już cywilny proces wytoczony przez Kaczmarka za te same słowa prezesowi PiS (na wniosek pozwanego jest on niejawny). Kaczmarek żąda przeprosin "za postawienie nieprawdziwych zarzutów, że tkwi w układzie, utrudnia śledztwa prowadzone przez organy ścigania" oraz za "znieważające nazwanie go agentem śpiochem". Prezes PiS miałby też wpłacić 10 tys. zł na Caritas. Pozwany wnosi o oddalenie pozwu.