Poza UE, której emisja CO2 to 11 proc. globalnej, inne potęgi, tj. USA, Chiny i Rosja, nie chcą nowej umowy klimatycznej i wiążących celów redukcji CO2 w czasie kryzysu. UE ma nadzieję, że uda się jej w Durbanie skłonić partnerów do takiej umowy od 2020 r.
W poniedziałek w Durbanie (RPA) rozpoczyna się 17. konferencja klimatyczna krajów ONZ, na której największe gospodarki mają zdecydować, co dalej ze zobowiązaniami klimatycznymi. Z końcem 2012 r. wygaśnie bowiem pierwszy okres obowiązywania Protokołu z Kioto, który limituje światowe emisje CO2.
"Europa uważa, że teraz reszta świata musi wziąć odpowiedzialność za klimat, zwłaszcza wschodzące gospodarki i USA" - powiedziała niedawno na spotkaniu z grupą dziennikarzy komisarz UE ds. klimatu Connie Hedegaard. Dodała, że porażka konferencji w Durbanie będzie świadczyć o braku tej odpowiedzialności.
UE widzi jednak, że na nową umowę klimatyczną w Durbanie nie ma szans, więc zapowiedziała, że jest gotowa przedłużyć na drugi okres obowiązywanie Protokołu z Kioto. Jednak gdy tylko UE się do tego zobowiąże, światowe emisje - jak mówiła Hedegaard - nie spadną nawet o "jedną tonę ekwiwalentu CO2". Dlatego UE zgodzi się na przedłużenie Kioto, gdy inne gospodarki zobowiążą się przynajmniej do "planu działania oraz ostatecznego terminu przyjęcia wiążących światowych ram, które powinny wejść w życie nie później niż w 2020 r.".
Przedłużenie Kioto miałoby więc być pomostem do nowej umowy klimatycznej w przyszłości, gdy światowe gospodarki mogą być bardziej skłonne do jej zawarcia. Ale także to przedłużenie wymaga rozstrzygnięcia palącej dla Komisji Europejskiej kwestii, spornej wśród krajów UE, a mianowicie przeniesienia tzw. AAU-sów. Są to jednostki emisji CO2 przyznane sygnatariuszom Kioto.
Niektóre kraje (m.in. Polska i Rosja) zgromadziły duże nadwyżki emisji. Gdyby zostały one przeniesione do drugiego okresu obowiązywania Protokołu, kraje te mogłyby je dalej sprzedawać tym, które mają ich niedobór. Tymczasem KE uważa, że byłoby to szkodliwe dla środowiska, bo wówczas krajom mogłoby się bardziej opłacać kupować emisje CO2 niż je ograniczać.
Komisja chce więc ograniczenia liczby emisji, które miałyby być przeniesione, i stawia to jako drugi warunek przedłużenia obowiązywania Protokołu. Jak dowiedziała się PAP, wymienia się m.in. proporcje 1 do 5. Ponadto KE ma nadzieję, że w Durbanie uda się ustanowić co najmniej jeden mechanizm rynkowy pobudzający rozwój międzynarodowego handlu uprawnieniami do emisji CO2.
W Durbanie są do załatwienia jeszcze trzy kwestie dyskutowane na poprzednich konferencjach klimatycznych w Cancun i Kopenhadze: finansowanie przeciwdziałania zmianom klimatu i adaptacji do tych zmian, fundusz technologiczny i ochrona lasów. Hedegaard przypomniała niedawno, że UE spełniła swoje zobowiązania w ramach krótkoterminowego wsparcia biedniejszych krajów w ich walce ze zmianami klimatycznymi oraz w ograniczaniu emisji (fast-track financing). Ministrowie finansów krajów UE zatwierdzili 2,34 mld euro pomocy w tym roku, tyle ile w poprzednim.
W 2009 r. na konferencji klimatycznej ONZ w Kopenhadze kraje rozwinięte oraz UE zobowiązały się wypłacić 30 mld dolarów w ciągu trzech lat (2010-2012) na cele klimatyczne krajów rozwijających się. Uzgodniono też, że na długoterminowe finansowanie potrzeba 100 mld dolarów rocznie do 2020 r.