Po prostu padłam. Czytam, że pięcioletnie dziecko zostało zabrane do domu dziecka tylko dlatego, że... narysowało męskie genitalia. Moje dzieci też kiedyś tak rysowały...
24.11.2011 10:56 GOSC.PL
Więc zabiorę dzieciom kredki. Dla ich dobra. Bo, że dziecko w pewnym momencie zaczyna się interesować płciowością, i rysuje tatę, który ma dwie nogi, dwie ręce, głowę a nawet wielkiego "siusiaka", to już wiedziałam. Dzieje się to zazwyczaj w wieku kilku lat, i podobno jest naturalne. Taki etap rozwoju: dziecko zaczyna się interesować, a czym jest zainteresowane, to właśnie i pokazuje światu.
No, niby proste. Ale okazuje się, że bynajmniej naturalne i proste nie jest. I oznacza - uwaga, uwaga: molestowanie seksualne! Czytam najnowsze informacje: sąd w miejscowośći Y, dla dobra dziecka, postanowił umieścić je w domu dziecka. Dziecko to pięcioletnia Sara, która narysowała w przedszkolu mężczyznę z genitaliami. Narysowany mężczyzna to prawdopodobnie jej dziadek.
Psycholog, oglądając obrazek, doszedł do wiekopomnego wniosku - że tenże dziadek dziecko molestuje. Więc dziadek został raz przesłuchany, a dziecko - od trzech tygodni gnije w domu dziecka...
Jak informuje TVP Info dziadek nie mieszka z rodziną, czasem tylko pomaga w opiece nad wnuczętami. Rodzice Sary za pożyczone pieniądze wynajęli kancelarię prawną, żeby odzyskać dziecko. Jednocześnie toczy się postępowanie przeciw matce Sary o ograniczenie jej praw rodzicielskich:matki winą, z kolei było to, że nie uwierzyła ocenie psychologa szkolnego, wydanej na podstawie rysunku... Mówienie o absurdzie w ogóle tu nie wchodzi w grę. Trzeba mówić wprost o wielkiej krzywdzie na dziecku, i prawdopodobnie na rodzinie. I o skrajnej durnocie systemu, który miast chronić dzieci - niszczy ich psychikę.
Bo przecież trzytygodniowy (a pewnie dużo dłuższy) pobyt w domu dziecka to po prostu dla pięciolatki, wakacje w dziecięcym raju... I zaznaczam: nawet gdyby zarzuty w stosunku do dziadka się potwierdziły (pedofilia to niestety zjawisko stosunkowo częste...), to sposobem na ochronę pokrzywdzonego dziecka, nie jest wrzucanie go do instytucji patogennej, odłączanie od matki, skazywanie na przebywanie z dziećmi bardzo często dysfunkcyjnymi. O warunkach w polskich domach dziecka, nawet nie zamierzam przypominać. Na wszelki wypadek, jak wspominałam - kredki dzieciom zabiorę. Żeby nie próbowały rysować przed obcymi. Bo jeśli narysują "siusiaka" - to my rodzice, staniemy się pedofilami. Jeśli pokolorują nasze twarze na żółto - z pewnością staniemy się Japończykami. A gdy któryś z synów zafascynuje się, nie daj Bóg - bronią białą... To wiadomo, o co nasz oskarżą.
Agata Puścikowska