Kim jest "ganer", gdzie w afgańskiej bazie Bagram był "basen" i czym jest "Gazownia" - odpowiedzi na te pytania znajdzie czytelnik w książce Marcina Ogdowskiego "Z Afganistanu PL. Alfabet polskiej misji", która właśnie pojawiła się na półkach księgarskich.
"Z Afganistanu PL" nie jest książką opisującą działania i operacje wojskowe. Autor skupia się w największej mierze na codziennym życiu żołnierzy. Sam Ogdowski tak o tym mówi: "Tym, co w wojnie interesuje mnie najbardziej, nie są techniczne aspekty militarnych operacji. W wojnie - tu trzeba nazwać rzecz po imieniu - pociąga mnie jej codzienność. Żołnierze nie tylko biorą udział w akcjach - częściej na nie czekają (...). A cywile nie zakopują się pod ziemię, by wygrzebać się po wszystkim. Próbują jakoś żyć. I o tym starałem się pisać".
Książka podzielona jest na rozdziały, odpowiadające kolejnym literom alfabetu: "A jak ajdik", "B jak Bagram" itd. Ogdowski wprowadza czytelników w realia życia naszych żołnierzy, dostarczając jednocześnie informacji, których próżno szukać w innych publikacjach o Polskim Kontyngencie Wojskowym Afganistan.
Czytelnik może się m.in. dowiedzieć, co nazywane było w bazie Bagram "basenem" (wkopana w ziemię wielka beczka, przy której żołnierze lubili rozpalać grilla), kim jest "ganer" (strzelec w pojeździe, od ang. słowa gunner), a także jak złośliwie nazywano w polskiej bazie żołnierzy jednostki GROM ("chłopcy-difakowcy", od ang. skrótu, oznaczającego stołówkę: DFAC). W książce zostaje również wyjaśniona tajemnicza "Gazownia" - nazwa pojawiająca się czasem w relacjach z Afganistanu. "Gazownia" - to slangowa nazwa miasta Ghazni, w którym znajduje się polska baza.
Ogdowski bez ogródek pisze o targających żołnierzami emocjami. Opisuje zwątpienie i lęk, związane z pozostałymi w kraju bliskimi, szczególnie żonami i sympatiami żołnierzy, które czasem nie wytrzymują rozłąki. Autor nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że wysłani pod Hindukusz Polacy nie są tam na płatnych wczasach. Na kartach książki pojawiają inne emocje: strach, gniew, ból i żal. Także po śmierci kolegów.
Na potwierdzenie, przytacza np. fragment listu, jaki otrzymał w czerwcu tego roku, po śmierci jednego z żołnierzy: "Przyjacielu, rano przed patrolem zanuciłeś +W życiu piękne są tylko chwile...+ i chyba takim bym Cię chciał zapamiętać. (...) Nie szukam winnych, bo ich po prostu nie ma, nie szukam zemsty, staram się sobie jakoś to wytłumaczyć, zrozumieć. (...) Dlaczego musieliśmy patrzeć, jak odchodzisz, dlaczego, po prostu, nie wejdziesz do pokoju i nie zapytasz +Co słychać+?!". Takich relacji jest w książce więcej. Choć sam Ogdowski przyznaje, że ocierają się one o patos, to dodaje jednocześnie, że nie ma w nich aktorstwa.
Ogdowski wspomina mniej podniosłe chwile, np. zniecierpliwienie żołnierzy wynikające z kłopotów z internetem ("Na Giro Skype nie hula" - sarkał jeden z żołnierzy). Przywołuje też historię z Iraku, kiedy polscy żołnierze odnaleźli w Karbali... sedes. "Zerwaliśmy deski i załatwiliśmy sprawę jak ludzie, na normalnej porcelanie (...) Wiem, że dla kogoś, kto nigdy nie walczył i nie musiał przy tym spinać pośladków brzmi to głupio. Ale my poczuliśmy się jak nowo narodzeni" - brzmiała "wojenna opowieść" weterana.
W książce jest także mowa o obłudzie, towarzyszącej afgańskiej wojnie. Z jednej strony Amerykanie pompują pieniądze w odbudowę tego kraju. Z drugiej, oficer polskiego kontyngentu wprost mówi, że "polskie wojsko brało udział w jednym z największych oszustw XXI w.", mając na myśli fałszowanie wyników wyborów prezydenckich w 2009 r., które to wybory "osłaniali" także polscy wojskowi. Autor rozprawia się także z mitem "najemnictwa" Polaków, obnażając kłamstwo "dobrowolnej zgody" na wyjazd do Afganistanu. Odmowa może się bowiem skończyć szybkim pożegnaniem delikwenta z armią.
"Z Afganistanu. PL" to również tytuł bloga internetowego, jaki Ogdowski prowadzi. Na podstawie zapisów z bloga powstała książka pod tym samym tytułem. Pochodzący z Krakowa autor pracuje na co dzień dla portalu Interia.pl. Pisywał także korespondencje z Iraku.