Dziennikarz działu „Kościół”
Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.
Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza
A może nie „buntu” tylko „miłości do tradycji” tego Kościoła? Dlaczego tak często próbuje się przeciwstawić sobie dwa ryty Mszy Świętej? Przecież to ten sam Kościół i ta sama Ofiara. Jedyna siła, która „buntuje” się przeciwko Kościołowi, który przecież jest Ciałem Chrystusa, to szatan.
„Odrzucenie w zeszłym roku przez Episkopat poparcia dla ustawy antyaborcyjnej odebrałem jako obrzydliwe sprzysiężenie z aktualną polityką”
Proponuję zadać sobie trud przeczytania uzasadnienia przyjęcia takiej pozycji i zinterpretowania go nie tylko na płaszczyźnie emocjonalnej ale też i racjonalnej. Wiara i rozum powinny zawsze iść w parze.
W dodatku otwartym nadal pozostaje jak powinniśmy przeciwdziałać podziemiu aborcyjnemu, bo ono istnieje i ma się dobrze. A tutaj trzeba się głęboko zastanowić czy karalność kobiet w niektórych wypadkach nie pomogła by choćby przyblokować publiczne obnoszenie się z dokonanymi aborcjami.
Kolejna sprawa - za mała świadomość czym naprawdę jest Eucharystia i jak ważna jest.
To powinno być coś najświętszego, najważniejszy punkt niedzieli/dnia świątecznego.
Jeśli sami nie rozbudzimy w sobie tego pragnienia, to jak możemy zachęcać innych?
Inna sprawa - przemyślane kazania, przykłady konkretnych świętych, wyraźne pokazywanie, jak należy postępować w określonych sytuacjach życiowych, co katolik może robić, a czego powinien unikać.
Najgłupsze kazanie nie zniechęci tak do Kościoła, jak przykłady z życia "wzorowych" katolickich rodzin i ich wzajemnej miłości. Najbliższa okazja pokazania młodym prawdziwego oblicza katolickich rodzin to najbliższe święta (rzekomo) Bożego Narodzenia.
I młodzi ludzie doskonale to widzą, wolą być ateistami, niż malowanymi katolikami "pobożnymi" jedynie z nazwy.
I nie chodzi tutaj o jakieś patologie, przemoc w rodzinie czy życie radykalnie niezgodne z nauką Kościoła bo nie to miałem na myśli pisząc ze ktoś wychodzą czy kościoła zamiast głosić Dobrą Nowinę staje się jak poganin.
I nie chodzi o to, że ktoś może być gorszym gdyby nie chodził do Kościoła. Jedynym celem życia katolika winna być droga świętości i wszystko co po drodze nas spotyka winno być środkiem do osiągnięcia świętości.
A jak jest w naszym codziennym życiu? Ilu z nas zamyka drzwi od kościoła i wraca do życia
jak poganie, aby w następną niedzielę na godzinę stać się katolikami?
Pełna zgoda.
"Jedynym celem życia katolika winna być droga świętości i wszystko co po drodze nas spotyka winno być środkiem do osiągnięcia świętości.
A jak jest w naszym codziennym życiu? Ilu z nas zamyka drzwi od kościoła i wraca do życia
jak poganie, aby w następną niedzielę na godzinę stać się katolikami? "
Zrób może rachunek swojego własnego sumienia, a nie oglądaj się na innych. Sam zarzucasz ludziom szukanie wymówek i usprawiedliwień, a czym to ma być, jak nie taką właśnie wymówką?
I co masz na myśli, że ludzie żyją jak poganie na co dzień, a w niedziele są jednogodzinnymi katolikami? Czy nie za wiele oglądasz się na innych, zamiast myśleć o tym, jakby tu swoje własne życie udoskonalić?
Zresztą idąc tokiem Twojego rozumowania można zakończyć każdą niewygodną dyskusję.
A co do bycia poganami to wystarczy wyjść na polskie ulice, aby się to bym dobitnie przekonać.
"Czy nie za wiele oglądasz się na innych, zamiast myśleć o tym, jakby tu swoje własne życie udoskonalić?"
Nie mam zamiaru udoskonalać swojego życia.
I na czym wg Ciebie ma polegać udoskonalenie swego życia?
Bo dla mnie taki termin jest pogaństwem. Owszem każdy powinien doskonalić się ale na drodze świętości.
P.S. Bardzo nie podoba mi się, jak manipulujesz odpowiadając na moje komentarze. Nie napisałam nigdzie , że podpisy nie mają sensu, ale że w ostatecznym rozrachunku nie mają większego znaczenia. Bez woli zmian u polityków same podpisy nie wystarczą. Czekamy teraz na konkretne czyny polityków.
Politycy pewnie zrobią to co zrobili katolicy uczęszczający na Msze sw - czyli nic.
Dalej - nie pouczam, lecz stwierdzam suche fakty. Gdzieś na początku napisałem że łatwo za kilka tygodni zweryfikować czym jest dziś Boże Narodzenie dla wiernych. Bo to jest proste do zweryfikowania - ile parafian zaangażuje się w pomoc dla ubogich. Ale nie na zasadzie wrzucenia drobnych do puszek, lecz poświecenia swego wolnego czasu zamiast na pogoń w sklepach choćby na przygotowanie paczek.
Ile osób przyjdzie na przedświąteczne rekolekcje parafialne, ale ile w tym samym czasie zajmie się pogonią po sklepach, czy zarabianiem, aby prezenty były lepsze.
Ile osób będzie dekorowało swe domy i mieszkania aby poczuć było magię świąt, a ile przyjedzie pomóc proboszczowi w wystrojeniu żłóbka?
To nie są trudne pytania. To wszystko jest włącznie jednym pytaniem - na czym nam katolikom naprawdę zależy.
U nas żłóbek ubierają ministranci. Nie ma potrzeby pchania się tam, gdzie nie trzeba. Chyba lepiej zapytać, ile osób przyjdzie na roraty, ile przystąpi do spowiedzi przedświątecznej, ilu ludzi przebaczy sobie w rodzinach, ilu faktycznie zaangażuje się w pomoc potrzebującym. Niekoniecznie może w ramach zorganizowanej akcji. A co do twojego jednego pytania... pewnie każdemu katolikowi zależy na czymś innym, bo zależy o jaką perspektywę chodzi...
Czy politycy mają działać przeciw woli wyborców. Skoro katolicy nie chcą zmian w prawie aborcyjnym, to czemu politycy mają wprowadzać coś na silę wbrew woli zdecydowanej większości.
Ile osób przyjdzie na roraty - garstka plus opiekunowie przymuszonych dzieci pierwszokomunijnych.
Ilu katolików po Mszy św idzie na niedzielne zakupy co centrów handlowych?
A ilu katolików ma problem z pojęciem miłości do bliźniego gdy ten bliźni ma inne poglądy polityczne, jest innego wyznania, czy też jest biedny, chory, głodny, brudny?
Czy w naszym jakże katolickim kraju problem pracy w niedzielę, problem aborcji, nieuczciwości, złodziejstwa to jest problem tylko ateistów?
Można by bez końca wymieniać, bo przecież ponad 92% mieszkańców Polski uznaje się za katolików, a 40% zobowiązanych prawek kościelnym praktykuje coniedzielne Msze św?
W wypadku aborcji sprawa jest oczywista - nie podpisanie projektu zakazującego aborcji eugenicznej oznacza jej akceptację. Chodzenie do sklepów w niedzielę oznacza brak rozumienia jednego z przykazań Dekalogu - a przecież Dekalog znają już dzieci w szkole podstawowej.
Tak samo jak szukać winnych "innych", choćby proboszcza co mówi o możliwości procesu kościelnego czy rodziców pozwalających mieszkać młodym przed ślubem. Ale znów jakie to ma przełożenie na moje decyzje i moje wybory? Czy z faktu, że ktoś będąc w związku niesakramentalnym wynika ze i ja mogę opuścić żonę?
Albo z faktu że inni przymykają oczy na mieszkanie młodych bez ślub to ja ma zaakceptować taki pomysł mojego dziecka?
Natomiast to co tutaj napisałem na początku naszej dyskusji - młodzi ludzie doskonale widzą to co piszesz, widzą też wiele innych hipokryzji katolików w swoim otoczeniu - rodziców, członków rodziny, znajomych itd. I odchodzą z Kościoła.
A sami co robią ze swoją wiarą, swoja edukacja religijną czy dążeniem do świętości?
Kiedyś, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu faktycznie kazanie było jedynym źródłem wiedzy religijnej dla dorosłych. Ale dziś, w XXIw?
Ile dziś osób np codziennie przeczyta choćby jeden artykuł religijny? Ilu katolików codziennie przemedytuje jakiś kawałek Ewangelii korzystając z wielu biblijnych dostępnych w internecie komentarzy? Ile osób mając w kościele "słabe" kazanie wysłucha kilkuminutowej nauki jakiegoś docenianego katolickiego kaznodziei?
Pewnie okaże się że nie mają czasu, bo więcej poświęcają czasu na zabieganie o rzeczy doczesne niż swą świętość. Rodzi się pytanie, co jest celem ich życia?
Dodatkowo jak ich dzieci widząc hipokryzje życia w swojej "katolickiej" rodzinie odchodzą od Kościoła, to kto okazuje się winnym?
A co do tematu aborcji, czym można usprawiedliwić, ze ludzie po zakończeniu Mszy św. szerokim łukiem omijali stoli z listami poparcia dla ostatniego obywatelskiego projektu zakazującego aborcje. Projektu składającego się z kilku zdań (w sumie połowa kartki A4), w których najważniejsze było wykreślenie jednej z przesłanek dopuszczających obecnie aborcje eugeniczną. Projektu oficjalnie popartego przez biskupów.
Naprawdę są przeciw aborcji eugenicznej? Wątpię. A efekt jest taki, ze projekt podpisało około 1/10 tych co bywają na niedzielnych Mszach św. Po co oni tam tak naprawdę przychodzą, skoro w najlepszym razie boja się dać świadectwo swej wiary i podpisać pod ochrona życia?
Wyraźnie również w innym miejscu napisałam, że osobiste zaangażowanie w zgłębianie wiary jest konieczne, ale od czegoś trzeba zacząć Tomaszu...i czasem potrzeba impulsu z zewnątrz. Ludzie trafiający do kościoła na mszę są na bardzo zróżnicowanym poziomie religijnego wtajemniczenia. Niektórym trzeba pomóc. Skoro niektórzy kaznodzieje olewają temat, to zwykli wierni coś tu zmienią u innych? Wątpię, ale trzeba próbować. Każdy może być apostołem w pewnym sensie - polecać godziwe książki, czasopisma, filmy, wydarzenia, itp. Niech każdy zacznie od siebie. W ludziach trzeba na nowo rozbudzić potrzeby religijne, bo one są tłumione przez światowość.
Problemem 9/10 katolików jest że nawet nie zechcieli spróbować cokolwiek zrobić, aby legalnych aborcji eugenicznych w Polsce nie było. Jak dla mnie bierność jednoznacznie oznacza przyzwolenia na aborcje eugeniczne.
Ale oczywiście bierność katolików ma dalsze konsekwencje - wszystkiemu winni są księża, biskupi, kazania.
Choćby faktowi, ze wielu katolików po wyjściu z kościołów żyje jak poganie, zabiegając o wiele spraw doczesnych, ale zapominając o celu swego życia. I żadne tłumaczenie nie pomoże, skoro ktoś potrafi znaleźć wyprzedaże, obniżki, potrafi zabiegać o wychowanie dzieci, ale zapomina o swej wierze i wzrastaniu na drodze do świętości. I to nie jest problem księdza, lecz konkretnej osoby.
I tak jak pisałem - dzieci widzą i doskonale uczą się od rodziców co jest ważne, a co jest tylko pustym frazesem. I odchodzą od Kościoła.
I pytanie pomocnicze, czy dziś w dzisiejszym świecie katolicy są wiarygodnymi świadkami swej wiary. Na tyle wiarygodnymi, żeby młodzi ludzie pragnęli żyć jak my?
ps. to ze ktoś opowie jakieś infantylne emocjonalne świadectwo, czy zaśpiewa jakże infantylną pioseneczkę, potrzyma się za rączki jak widać nie działa już na młodych. Szczególnie na młodych mężczyzn, bo młode kobiety jeszcze we wspólnotach się podobno pojawiają.
ps. naprawdę chcesz posłuchać słów JP II np. dotyczących aborcji, antykoncepcji, rozwodów czy nauczania społecznego? A może tylko o kremówkach?
Co jest ważniejsze: ksiądz czy Bóg?
Dziś z wiernymi obchodzi się bardzo delikatnie, ale i tak znajdzie się wielu dla których homilia będzie wykluczająca, polityczna itp. O tzw. języku wykluczającym cokolwiek on znaczy nie warto pisać, bo przecież każdy, kto powie zdanie z którym się nie zgadzamy mówi językiem wykluczenia.
Ale grunt to mieć usprawiedliwienie z nieobecności. Nawet jak ono przeczy logice, bo skąd wiadomo jakim językiem ksiądz czy biskup, skoro się go nie słyszało.
Zresztą na temat aborcji również opieram się na nauczaniu św. JPII - realnego i wiarygodnego świadka wiary we współczesnym świecie.
Powstaje pytanie, czy dziś gdyby homilię ksiądz połączył z nauczaniem św. JPII choćby z EV, czy też np gdyby w homilii przypominano nauczanie Pawła VI z HV to jak by zareagowali katolicy.
Ale boje się, ze wielu katolików poczułoby się oburzonymi gdyby ksiądz połączył homilię z całą AL (a nie tylko z kilkoma tak komentowanymi punktami)
Zgodnie wiec z tym co piszesz tutaj: "błędem jest usprawiedliwiać grzeszne życie i mieszać w to wychowanie dzieci. Polecam Ci encyklikę Veritatis Splendor." okazuje się że św. JPII sam sobie musiałby zaprzeczać. A tak oczywiście nie jest.
''okoliczności lub intencje nie zdołają nigdy przekształcić czynu ze swej istoty niegodziwego ze względu na przedmiot w czyn "subiektywnie" godziwy lub taki, którego wybór można usprawiedliwić."
Czynem niegodziwym i grzesznym jest kolejny zwiazek cywilny katolika po rozwodzie, a więc żadne okoliczności (np. wychowanie dzieci) nie mogą takiego związku usprawiedliwić. VS nr 81.
ps. czy dawanie fałszywego świadectwa jest czynem z istoty niegodziwym?
Nie ma tu mowy o chęci wprowadzenia zasad jak dla Amiszy, ale o obronie prawd wiary i strzeżeniu dogmatów katolickich oraz jednoznacznych zasad moralnych.
Kościół modernistyczny tego chciał? Nie żartuj.... Przysięga antymodernistyczna przestała obowiązywać w 1967r... Tak że dokształć się może więcej. Albo żyj dalej złudzeniami, jaki to straszny byłby ten Kościół, który nie szedł by aż tak daleko "z duchem czasu, postępu i osiągnięciami"....
W Polsce po odzyskaniu niepodległości kobiety mogły już głosować, więc nie mów mi więcej o "postępie" i "prawach kobiet".
wiary religijnej) nie jest niezależna od rozwoju nauki.(…) Rozwój nauki,
wprowadzając rewolucyjne zmiany lub korektury do obowiązującego obrazu świata,
pozwala eliminować tego rodzaju pseudodogmaty ze zbioru twierdzeń religijnych.
Jest to doniosła oczyszczająca rola nauki w stosunku do teologii. W związku z
tym mówi się czasem o odmitologizowaniu teologii przez rozwój nauk świeckich.
Zabieg taki może być związany z bolesnymi dla teologów cięciami, ale po pierwsze
– jest to sprawą uczciwości samej teologii, i po drugie – tylko wtedy teologia
będzie miała szansę przemówić do człowieka przyszłości.”
Michał Heller, Wszechświat i Słowo, wyd. Znak, Kraków 1994, s. 24 Kolejny twój wymysł - powtarzany przez gromady takich jak ty - że modernizm to rzekomo samo zło i = nie uznawanie prawdy obiektywnej. To jest zwykły zacietrzewiony fundamentalizm i regularny zabobon.
http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/2324
Słuchaj sobie sobie swoich ponowoczesnych biskupów i teologów, którzy już sami nie wiedzą w co wierzą, a w co nie... oby nie wylali dziecka z kąpielą.. tego im przynajmniej życzę.
Kto nie przyjmuje Najświętszego Sakramentu, ten rezygnuje z najlepszego z możliwych kontaktów z Bogiem, a Najświętszy Sakrament „nie rośnie” na łące, w lesie czy w ogrodzie i nie mieszka w „obcym domu”, ale w swoim własnym – w kościele.
Modlitwa „łąkowa” może być co najwyżej drobnym uzupełnieniem Eucharystii, a nie podstawą życia wiary. Co gorsza nieraz bywa wymówką żeby nie spotkać się z żywym Chrystusem. Jeszcze by coś w moim życiu namieszał i co wtedy ;}
Do tego warto zastanowić się jak działa system emerytalny oparty o umowę międzypokoleniową i co w tym aspekcie oznacza niski wiek emerytalny w połączeniu z zapaścią demograficzną, którą mamy (tak jak większość bogatszych państw).
Rozumiem, ze można nie lubić UE, ale jakże dziwnym jest korzystanie ze wspólnotowych korzyści i negowanie wynikających z tego obowiązków.
Ksiądz Roman B. poznał 12-letnią wtedy Kasię 10 lat temu, uczył ją religii w podstawówce. Przekonał jej rodziców, żeby przenieść dziewczynkę do szkoły z internatem w innym województwie. Tak naprawdę wywiózł ją do pustego mieszkania jego matki, która wyjechała za granicę.
Mężczyzna znęcał się nad dziewczynką, bił ją i gwałcił, odurzał środkami uspokajającymi. Dziewczynka zaszła w tym czasie w ciążę, zmusił ją do aborcji u znajomego ginekologa.
Kiedy doszło do procesu ksiądz został skazany na 8 lat pozbawienia wolności. Decyzją sądu sprawa trafiła jednak do ponownego rozpatrzenia. Konieczne okazały się kolejne przesłuchania dziewczynki, ta jednak znajdowała się wtedy w szpitalu psychiatrycznym. Sąd skrócił wyrok do zaledwie 4 lat.
Po wyjściu z więzienia, sąd kościelny zezwolił aby Roman B. dalej pozostał w zakonie. Odprawia msze w Puszczykowie, oraz kontaktuje się z dziećmi w portalu społecznościowym Facebook.".
Dla mnie, żyjącego w XXIw nie ma żadnego logicznego uzasadnienia dla różnicowania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
Obniżenie wieku emerytalnego kobiet jest wyłącznie krzywdą dla nich, szczególnie gdy osiągną 60lat w czasach kryzysu. Widziałem jak wygląda ratowanie firm przy pomocy "zmuszania" do pójścia na emeryturę i nie chciałbym, aby to spotkało moją żonę.
Szczególnie gdy widzę prognozę jej emerytury i mam świadomość, że jak odejdę z tego świata, to z samego ZUS żona nie ma szans na życie powyżej skrajnego ubóstwa.
Do tego dochodzi oczywisty fakt, że miało być inaczej, zaufaliśmy kiedyś państwu wierząc choćby zapewnienia o dziedziczeniu emerytury. I co z tego wynikło? Widmo wielkiej biedy na emeryturze.
A kto ma się troszczyć o moją, czy zony emeryturę?
A jak nie dożyję, to cała moja składka, którą płaciłem i płacę przepadnie, zamiast trafić do moich dzieci czy żony. I to jest faktycznie największy współczesny skandal
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.