Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Jesteśmy z różnych planet

O Europie, która nie chce żyć, nadziei w młodych i przebaczeniu z Krzysztofem Zanussim rozmawia Barbara Gruszka-Zych

Barbara Gruszka-Zych: Znawcy Pana twórczości narzekają, że rozprasza się Pan na różne formy działalności.
Krzysztof Zanussi: – Może gdybym więcej poświęcił się jednej dziedzinie, to bym dalej zaszedł. Jednak ani jednej chwili nie straciłem na rozproszenie. To wspaniałe, że kariera jest przecięciem tylu czynników, że racjonalnie nie można jej przewidzieć. Trzeba zachowywać wobec niej trochę pokory i dystansu.

Bardzo często wyjeżdża Pan w różne strony świata.
– Męczę się tym i jednocześnie się tym emocjonuję. A potem przenoszę te doświadczenia na mój mikrokosmos. Przecież na ulicach Warszawy też mijam ludzi, którzy są z innej planety – zupełnie co innego ich interesuje, inaczej odnoszą się do świata. Siedzimy razem w metrze i często nie mam pojęcia, że jesteśmy z dwóch różnych planet. Więc kiedy potem jadę na Tajwan czy do Zanzibaru – to już się niczemu nie dziwię. Wiem, że jesteśmy ogromną galaktyką różnych gwiazd i trzeba wielkiego wysiłku, żebyśmy cokolwiek zrozumieli o sobie wzajemnie. Ale przy tym nie wolno się lenić, bo inaczej się pozabijamy.

Jak z perspektywy „człowieka w drodze” widzi Pan nasz Stary Kontynent?
– Europa jak Feniks wielokrotnie się odradzała, jednak dużo symptomów wskazuje na to, że dziś jest w złym stanie ducha. Generalnie brak jej wizji przyszłości. Zamarło europejskie marzenie, ciągle mówi się o american dream, bardziej czy mniej prawdziwym, ale to ono uskrzydla. Natomiast Europa, do której też ciągnie świat, o czym świadczą oblężone konsulaty w Trzecim Świecie, o sobie nie marzy, jakby się sobą zmęczyła, rozczarowała. Większość jej mieszkańców tkwi w konsumistycznym zastoju. Ale konsumizm też się wyczerpuje, bo ludzkie pragnienia materialne są dość łatwe do zaspokojenia i wcale nie rosną liniowo. Marzenie o własnym jachcie dla wielu jest zupełnie obojętne. I wtedy pozostaje najczęściej strzykawka z narkotykiem jako najprostszy surogat szczęścia. To jest niebezpieczeństwo dla Europy, która może nie chcieć żyć. Ciągle wierzę, że to przejściowe. Widzę w tym schyłek generacji 1968 r., tego majowego ruchu buntów studenckich, którego nigdy żeśmy nie przeanalizowali na poważnie. Polakom przesłaniały go wydarzenia Marca 1968, znaczące coś innego. To był dla Europy czas, kiedy runęło całe poczucie powinności, które wiązało się z faktem uprzywilejowania. Europa jest dziś na- dal uprzywilejowanym kontynentem, ale jej mieszkańcy nie bardzo chcą się do czegokolwiek poczuwać. Wolą mówić o prawach, nie o powinnościach. Akcentują to, co się należy, i to, że wszystko wolno. Mam wrażenie, że formacja ’68 roku wyczerpie się i że przyjdzie nowa.

Czy to właśnie w młodych z Polski i zagranicy widzi Pan nadzieję na przyszłość?
– Oczywiście, stawiam na młodzież. U nas w domu stale są młodzi ludzie. Ci, zwłaszcza z mniejszych miast, widzą odpowiednie proporcje świata, wierzą w autorytety. To są spotkania budujące, bo to młodzież, która wie, że jest świetna, wobec czego nie ma kompleksów, natomiast ma poczucie, że czegoś w życiu dokona, i może złudzenie, że zmieni świat.

A co ma do zaoferowania?
– Przekonanie o ładzie świata, podczas gdy generacja z 1968 r. temu ładowi zaprzecza, nie pozwala nawet na zadanie pytania o sens. A ja tego sensu ciągle szukam, i młodzi też. Mam na Politechnice Warszawskiej zajęcia o kulturze z inżynierami przed dyplomem. Przychodzi na nie sporo studentów. Dziś mówię im o śmierci, pojutrze o miłości.

O miłości jest też Pana ostatni film „Czarne słońce”, nakręcony na Sycylii.
– Z bardzo piękną dziewczyną – Valerią Golino w roli głównej, gwiazdą, która grała kiedyś w Hollywood w filmie „Rain Man”. To rzecz o miłości i o tym, jak rodzi się zło. Pada tam dużo pytań o sprawiedliwość, przebaczenie.

W naszym życiu politycznym stale ktoś kogoś oskarża, ale mało kto prosi o przebaczenie.
– Przebaczenie wymaga wyznania winy. I wszystko może wrócić do normy, bo wiadomo, że człowiek może się podnieść z najgorszego upadku. W wymiarze politycznym nie mam pomysłu, jak te wszystkie problemy rozwiązać. Jednak wiem, że społeczeństwo, które godzi się z nieprawością, ze złem nieukaranym, nienapiętnowanym, jest chore. Widać to po Rosji, która nie dokonała żadnych rozliczeń. Bezkarność zła jest niemoralna, często wynika z lenistwa. Ludzie, którzy jakoś kiedyś nadużyli zaufania, nie powinni już powtórnie o nie prosić. Jednak nie umiem się utożsamić ani z tymi, którzy dostają lustracyjnej obsesji, ani z tymi, którzy chcą właśnie wszystko zapomnieć, a nie przebaczyć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych

od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.

Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych