Nowy numer 18/2024 Archiwum

Uwolniony

Chodorkowski nie jest dla Kremla groźny, ale …

Wczorajsza konferencja prasowa Michaiła Chodorkowskiego w Berlinie była transmitowana przez wszystkie najważniejsze stacje telewizyjne na świecie, co świadczy o wadze wydarzenia, jakim było jego uwolnienie przez prezydenta Putina.      Niedawny „więzień stanu” wypowiadał się ostrożnie, ważąc każde słowo. Komentatorzy zwracali uwagę, że to konsekwencja warunków, jakie przyjął starając się o uwolnienie z łagru. Być może tak jest, ale dodałbym do tego przypuszczenie, że zobaczyliśmy także innego Chodorkowskiego. Zamiast butnego, agresywnego, przekonanego o sile własnych pieniędzy i wpływów biznesmena, człowieka któremu w ekstremalnych warunkach przyszło dokonać bilansu całego życia. 

Miałem okazję rozmawiać z prawniczką, wchodzącą w skład ekipy obrońców Chodorkowskiego, która miała z nim regularny kontakt podczas odsiadki. Twierdziła, że przebywał on w warunkach, jak na rosyjski system penitencjarny całkiem znośnych. Największą zaś dolegliwością była całodobowa inwigilacja przez system kamer, zamontowanych w jego celi. Nie miał nawet chwili prywatności, co władze tłumaczyły troską o jego bezpieczeństwo. Uwzględniając skalę przemocy w łagrach i tiurmach oraz stopień nienawiści zwykłego urki, do strąconego z piedestału miliardera, nie był to niepokój nieuzasadniony. Jednak ten sposób izolacji, choć chronił Chodorkowskiego przed agresją zewnętrzną, rujnował jego psychikę.  

Pani adwokat dowodziła, że w miarę upływu lat, zmienił się także temat rozmów prowadzonych w czasie widzeń. Początkowo dominowały tematy związane z toczącym się procesem, kolejnymi odwołaniami oraz nowymi aktami oskarżenia. Towarzyszyła temu troska o utracony majątek, przed aresztowaniem szacowany na ok. 15 mld. dolarów, co czyniło z Chodorkowskiego jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Pewną jego część zdołał zresztą ulokować w zagranicznych spółkach, nadal jest więc człowiekiem zamożnym. Świadczył o tym fakt, że po przyjeździe do Berlina zatrzymał się w hotelu Aldon-Kempinsky, najbardziej luksusowym miejscu w stolicy Niemiec. Chodorowski spore nadzieje wiązał z prezydenturą Miedwiediewa.

Gdy jednak dobiegła końca i nic się nie wydarzyło, popadł w depresję. Wtedy, jak relacjonowała mi jego adwokatka, nastąpił przełom. Zaczął mówić głównie o własnej duszy i metanoi, której więzienie stało się nieodzownym składnikiem. Porównywanie Chodorkowskiego do dysydentów,  jak Sołżenicyn, czy Sacharow wydaje mi się całkowitym nadużyciem. Chodorkowski do swej fortuny doszedł dzięki aktywności w partyjnej nomenklaturze oraz powiązaniom ze służbami. Prawdą jest, że jego „Jukos” był świetnie zarządzany i od pewnego etapu był firmą prowadzoną według zachodnich standardów. Jednak gdyby Chodorkowski nie miał politycznego wsparcia w czasach Jelcyna, nigdy by nie doszedł do swej fortuny. Jego problemy zaczęły się, gdy chciał ingerować w rosyjską politykę i wspierać opozycję. Gdyby siedział cicho, jak inni rosyjscy miliarderzy, nie spotkałoby go nic złego. Źle jednak obliczył siły i zapłacił za to 10 latami więzienia. Formalnie za matactwa i oszustwa podatkowe, w rzeczywistości za krytykę Putina.

Dlatego międzynarodowa opinia uznała go za więźnia politycznego. Co będzie dalej? Jego uwolnienie było Putinowi potrzebne, aby złagodzić falę krytyki, która rozlała się w zachodnich mediach, także w kontekście gospodarczego szantażu wobec Ukrainy. Zwłaszcza, że niedługo rozpocznie się olimpiada w Soczi, a jej masowy bojkot niwelowałby wysiłki  Kremla, aby przedstawić igrzyska, jako symboliczny powrót Rosji do roli światowego mocarstwa. Putin tym bardziej mógł sobie pozwolić na gest, gdyż w kraju ma spokój, a pozycję międzynarodową wzmocnił blokadą interwencji zbrojnej w Syrii oraz przekreśleniem planów stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Na dzisiaj więc Putin wygrał. W dłuższej jednak perspektywie, cień Chodorkowskiego będzie go prześladował do końca jego politycznej kariery. Putin wie, że choć jego były więzień jest politycznie niegroźny, może stać się wsparciem dla innych, którzy kiedyś skutecznie rzucą mu wyzwanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Grajewski

Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”

Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.

Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego