Fundamentalną przeszkodą w zbliżaniu Polaków i Ukraińców obu narodów do wyjaśnienia zbrodni wołyńskiej są bardzo głęboko utrwalone stereotypy – mówił dziś były minister spraw zagranicznych prof. Adam Rofteld w Pałacu Prezydenckim podczas konferencji na temat zbrodni wołyńskiej w przededniu 70. jej rocznicy.
Prof. Andrzej Kunert dodawał z kolei: „Nie może być tak, że te spojrzenia będą tak absolutnie różne; że będziemy mówili nie tylko o dwóch różnych pamięciach, ale o dwóch prawdach. Prawda jest jedna”. W odbywającej się w Pałacu Prezydenckim konferencji naukowej „Zbrodnia wołyńska. Historia-pamięć-edukacja. W przededniu 70. rocznicy” uczestniczą polscy i ukraińscy historycy. W pierwszej części pt. „Wokół pamięci” wzięli także udział duchowni Kościoła katolickiego w Polsce i na Ukrainie oraz Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.
Abp Józef Michalik zaznaczył, że dialog polsko-ukraiński na temat zbrodni wołyńskiej jest możliwy i rozwija się dlatego, że w krajach Europy zachodniej nie ma takiej wrażliwości na kwestie pojednania narodów, jak w naszej części Starego Kontynentu. Przypomniał, że temat ten stał mu się bliski jeszcze w czasach jego posługi jako biskupa gorzowskiego, na Ziemi Lubuskiej, gdzie zostało przesiedlonych wielu mieszkańców Kresów Południowych. Już jako metropolita przemyski uświadomił sobie jeszcze bardziej, że miejscowa ludność do dziś żywo rozpamiętuje wojenną przeszłość, a zbrodnia wołyńska jest przywoływana przez rodziny pomordowanych w różny sposób. – Te rany pozwalają zobaczyć, że mamy obowiązek dotknąć tych żarzących się jeszcze `historycznych węgli`. Nie wolno tego chować pod dywan, bo ta nienawiść czy niechęć będzie się tliła – podkreślił.
Wyraził wdzięczność Ukraińskiemu Kościołowi Greckokatolickiemu oraz biskupom rzymskokatolickim za podejmowanie inicjatyw mających na celu zjednanie obydwu narodów i dążenie do rzetelnego zbadania przeszłości. Podkreślił, że do właściwego zrozumienia, co naprawdę stało się na Wołyniu w czasie wojny, potrzebny jest odpowiedni stosunek do prawdy. - Mówimy często w naszych duszpasterskich odezwach i wystąpieniach, że prawda bez miłości nie jest prawdą chrześcijańską, nie jest prawdą obiektywną. Prawdę trzeba podawać nawet trudną, z wczuciem się w sytuację, w okoliczności – zaznaczył abp Michalik.
Pytany o stan dialogu polsko-ukraińskiego, abp Michalik przypomniał krótko historię relacji Kościoła katolickiego w Polsce i Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. Wspomniał m.in., że już w 1945 kard. August Hlond spotkał się w Rzymie, w Kolegium Św. Jozafata, z biskupem Iwanem Buczko, by wspomnieć „o potrzebie nawiązania kontaktu”.
W 1988 r. grekokatolicy świętowali na Jasnej Górze tysiąclecie Chrztu Rusi. W 2001 r. we Lwowie, w czasie wizyty Jana Pawła II, kard. Lubomir Huzar przepraszał za dokonane przez swoich wiernych historyczne winy. W 2005 r. wspólny list wydali kard. Lubomir Huzar i abp Józef Michalik.
Odnosząc się do zapowiedzi podpisania w piątek wspólnej Deklaracji w związku z 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej (dokonają jej abp Światosław Szewczuk, abp Jan Martynia, abp Józef Michalik i abp Mieczysław Mokrzycki) metropolita przemyski zaznaczył: „Nie mamy tytułu występować w imieniu całej Ukrainy i Polski, wszystkich mieszkańców, ale w imieniu wierzących i wszystkich, którzy będą się z nami solidaryzować, by nie naruszyć prawa kogokolwiek do własnego zdania”. Wspomniał, że pozytywnie o pojednaniu wypowiadają się także przedstawiciele Kościoła prawosławnego na Ukrainie. Dodał, jego pragnieniem jest, by poszerzył się krąg tych, którym leży na sercu pojednanie polsko-ukraińskie.
Jak zaznaczył, pojednanie ma wpływ nie tylko na stosunek obydwu narodów do przeszłości, ale też na wzajemną przyszłość, która „wchodzi nam drzwiami i oknami do naszych serc i do naszej rzeczywistości duszpasterskiej”. – To jest pole, które będzie pokazywało skuteczność i owocność tego dialogu – jak wobec współczesnych problemów oba Kościoły mogą się zachować, jakie zająć stanowisko, w jaki sposób sobie pomóc – powiedział abp Michalik.
Biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego władyka Benedykt nawiązał do Ewangelii, która jest fundamentem chrześcijaństwa. Jak stwierdził, autorzy Ewangelii nie starali się przekazać własnej prawdy o Bogu, ale podawali prawdę im objawioną.
Zbrodnię wołyńską nazwał tragedią. Nawoływał do budowania wzajemnych relacji polsko-ukraińskich „w oparciu o przyjaźń i zrozumienie”. Jak stwierdził, były różne okresy wzajemnego dialogu – był on mniej lub bardziej intensywny, ale najważniejsze jest to, że jest kontynuowany. Zaznaczył, że zawsze, gdy nadchodził trudny okres w tym dialogi, Ukraiński Kościół Greckokatolicki nie wahał się zabrać w tej sprawie głosu. Dodał, że obydwa Kościoły powinny pracować w sposób bardziej trwały i bardziej aktywnie.
Jego zdaniem, nie może być jednak tak, że Kościół jest angażowany do polepszania relacji między narodami tylko wtedy, gdy nadchodzą trudne sprawy. Apelował o to, by w dialogu słuchać nie tylko głosu polityków, ale też Kościoła. – My jako biskupi też powinniśmy być inicjatorami spotkań, prowadzić dyskusję. Oczywiście Kościół greckokatolicki nie może przejąć na siebie całości dialogu, nie tylko my powinniśmy mówić o tragedii wołyńskiej – zwracał uwagę władyka Benedykt.
Metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki, nie zaproszony do udziału w panelu, zwrócił uwagę, że pierwszymi, którzy mają tytuł do tego, by w sprawie zbrodni wołyńskiej zabierać głos, są „ci, przeciw którym skierowany był ten akt nienawiści” - potomkowie i rodziny pomordowanych. Wyraził też nadzieję, że konferencja w Pałacu Prezydenckim przyczyni się do pojednania polsko-ukraińskiego, do pojednania między Kościołem greckokatolickim a Kościołem łacińskim” oraz do upamiętnienia wszystkich miejsc związanych ze zbrodniami na Wołyniu.
Ukraiński historyk Andrij Portnow ubolewał nad brakiem strategii Ukrainy w stosunku do zmierzenia się z kwestią zbrodni wołyńskiej oraz nad dysproporcją zaangażowania obydwu państw i społeczeństw w dialog na ten temat. - Po stronie polskiej przez ostatnie dwadzieścia lat mieliśmy do czynienia z dużą ilością inicjatyw państwowych i niepaństwowych, czego nie można powiedzieć o stronie ukraińskiej – mówił Portnow. Po stronie polskiej wymienił m.in. organizację debat i konferencji, publikacje naukowe i programy badawcze, działalność Instytutu Polskiego w Kijowie. – Natomiast państwo ukraińskie praktycznie usunęło się z prowadzenia jakiejkolwiek polityki pamięci – powiedział historyk. W tym kontekście opowiedział się za umiędzynarodowieniem debaty na temat rzezi wołyńskiej.
Portnow podkreślił, że pamięć współczesnego społeczeństwa ukraińskiego o zbrodni wołyńskiej jest ograniczona do mieszkańców tamtego regionu. – W przypadku większości mieszkańców kraju w przekazach rodzinnych nie ma nic na temat tego, co się wydarzyło na Wołyniu. Z tego powodu poziom podstawowej wiedzy jest inny niż w Polsce, mówiąc wprost: jest o wiele niższy – tłumaczył ukraiński historyk.
Do takiego stanu wiedzy i pamięci Ukraińców o Wołyniu przyczyniła się w znacznym stopniu propaganda w czasach ZSRR. - Cały wysiłek tej historiografii był skierowany na to, by przedstawić UPA jako faszystowskich kolaborantów, wspominając o ich przestępstwach wobec – generalnie - ludności sowieckiej. Dlatego wielu ludzi, którzy ukończyli szkoły w czasach komunistycznych, nie mieli szansy, by dowiedzieć się czegokolwiek na ten temat – mówił Portnow.
Z kolei po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. – kontynuował historyk z Kijowa - Ukraina zetknęła się z poważnym problemem znalezienia odpowiedniego języka historycznego, by opowiedzieć swoją przeszłość z lat wojny. – Tu wyszło na jaw, że wszystkie te trudne tematy – związane nie tylko z Wołyniem, ale też np. z zagładą Żydów – zostały wykorzystane do aktualnych debat politycznych. - Debata o tym, jak potraktować UPA i całe ukraińskie podziemie narodowe, dalej trwa i wpisuje się szerzej w kontekst debaty na temat stosunku Ukrainy do komunizmu i wydarzeń powojennych – poinformował Portnow.
„Historia UPA nie ogranicza się do Wołynia, ale nie może być opowiedziana w sposób odpowiedzialny bez tego tematu, choć takie próby na Ukrainie są” – zaznaczył ukraiński historyk.
Były minister spraw zagranicznych prof. Adam Rotfeld stwierdził, że fundamentalną przeszkodą w przyspieszeniu procesu zbliżania obu narodów do wyjaśnienia zbrodni wołyńskiej, są bardzo głęboko utrwalone stereotypy. Ich przezwyciężanie napotyka na trudności w stosunkach między wieloma krajami, choćby dlatego, że pamięć ludzka, w sposób niekiedy bezwiedny, spycha w niepamięć wszystko to, co było bolesne i tragiczne, zarówno po stronie sprawców, jak i ofiar. Stąd dojście do prawdy po latach staje się coraz trudniejsze. Historycy mają jednak szansę takiego ukazania przeszłości, zwłaszcza młodym pokoleniom, by wyrządzone zło nigdy więcej się nie powtórzyło.
Jak wyjaśnił, proces dochodzenia do prawdy w kwestii zbrodni wołyńskiej jest wśród Ukraińców bardzo złożony, gdyż skomplikowana jest kwestia tożsamości tego narodu. Inaczej owa tożsamość jest kształtowana na Ukrainie Zachodniej, Zakarpaciu, Bukowinie, Ukrainie Centralnej i Wschodniej. – Zszycie tych elementów sukna jest bardzo trudne. W Polsce ten proces był łatwiejszy. Poczucie wspólnoty narodowej przetrwało nawet mimo 123 lat utraty niepodległości – wyjaśniał prof. Rotfeld.
Zdaniem sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeja Kunerta, „być może trzeba kolejnych dwudziestu lat, jednego czy dwu pokoleń, by o zbrodni wołyńskiej można być mówić razem, szanować własne, nieco inne, pamięci, spierając się nawet ostro – ale w oparciu o niepodważalny zrąb faktów”. – Jest faktem, jaki procent ludności w roku 1942, 1943, 1944 stanowili na Wołyniu Polacy; jest faktem, jaka była liczba ofiar po obu stronach; są policzone miejscowości, w których doszło do mordów; jest faktem ich bestialski charakter. To są fakty, nie powinno się nawet podejmować próby ich podważenia – stwierdził prof. Kunert.
„Nie może być tak, że te spojrzenia będą tak absolutnie różne; że będziemy mówili nie tylko o dwóch różnych pamięciach, ale o dwóch prawdach. Prawda jest jedna. Byłoby cudownie, gdybyśmy wszyscy się zgodzili i – tak jak mówi chrześcijaństwo – że prawdzie musi towarzyszyć miłość, ale wydaje się, że to jeszcze bardzo daleka droga” – powiedział prof. Kunert.
„Zbrodnia wołyńska to cierń, który musi być wyjęty, by więcej nie krwawił i nie ranił” – mówił z kolei prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz. Zaznaczył, że dialog na płaszczyźnie religijnej budzi obecnie największe nadzieje. Dodał, że duchowni różnych wyznań w większości mówią w tej sprawie jednym głosem i jest szansa, że „będzie to miało autentyczne przełożenie na miliony wiernych, miliony Polaków i Ukraińców”.
Za istotne uznał też relacje polsko-ukraińskie na szczeblu państwowym i politycznym, choć uznał, że przynajmniej polscy politycy, zamiast wzorować się na kapłanach i „szukać tego, co łączy, szukać prawdy, która ma służyć przebaczeniu i porozumieniu” – wykorzystują „przeszłość jako paliwo w bieżących sporach”.