Minął Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki. Ale przecież one nigdy nie mijają. Na co dzień przebywamy wśród świętych już kanonizowanych. I wśród swoich bliskich wyświęcanych przez naszą pamięć i modlitwę.
03.11.2011 11:13 GOSC.PL
Zmarli odchodzą, kiedy przestajemy ich pamiętać. Ilu takich nieznanych z imienia i nazwiska naszych poprzedników jest z nami, kiedy przechodzimy ulicami miast? Przecież ktoś zaplanował ich kształt, zbudował domy, sklepy, świątynie. Ich imiona wspominają bliscy. Ale jak długo przekazują potomkom informacje o takich faktach? A my sami - które pokolenie naszych przodków pamiętamy? Czy nasza znajomość krewnych kończy się na prababciach i pradziadkach? I jaką mamy wiedzę na ich temat? Imię, daty życia, może jakieś zdjęcie?
Dlatego w naszej rodzinie na prywatny użytek tego przekazywania istotnej wiedzy, co roku, stając nad grobami najbliższych nie tylko modlimy się za ich dusze, ale rozmawiamy o nich, starając się przypomnieć jak najwięcej faktów z ich życia. Wspominamy, że pradziadek – Stanisław Szkoc, przez 55 lat nauczyciel, dwukrotnie uratował tonące dzieci i w wieku 80 lat potrafił robić pompki. Że te wierzby i akacje nad Brynicą w naszej Czeladzi posadził razem ze swoimi uczniami. Że babcia Helena Szkoc miała piękne, długie włosy wiązane w koszyczek i dwa razy dziennie chodziła na Msze św. do kościoła, modląc się za cały świat. Że wujek - Teofil Trojak, odwiedzając nas dawał mi zawsze pięć złotych i kazał kupować ciastka, które wspólnie jedliśmy. Że Ludwik Gruszka – ojciec mojego taty, w pierwszych dniach wojny bronił czeladzkiego kościoła.
Tysiące opowieści, które niestety, zwykle nie zostają spisane i giną, kiedy się o nich milczy. Mój śp. tata – Wit, przez 50 lat pisał dzienniki, notując wydarzenia każdego dnia, dotyczące nie tylko prywatnego życia, ale i tego co działo się w kraju i na świecie. Po powrocie z cmentarza w Dzień Zaduszny moi synowie zajrzeli do jego ułożonych na półkach zeszytów. Kilka godzin Tymoteusz czytał głośno zapiski i przemyślenia dziadka. Czuliśmy się, jakby Zmarły wrócił do domu i rozmawiał z nami o „swoich” czasach.
Zawsze jesteśmy w jakichś „swoich” czasach. Zawsze jesteśmy jakąś chwilę. I dobrze, żeby zachować ja jak najpełniej – pisząc, opowiadając, nagrywając – tworząc. Żeby przedłużać swoje „bycie” w świecie. I jak najdłużej być wśród swoich świętych zmarłych. Bo wspominając ich czarno na białym widzimy ile dobra zrobili. I jak bezradni bylibyśmy bez tej całej przeszłości i ich kochania.
Barbara Gruszka-Zych