Euro-fiction

Rozpad strefy euro nie jest scenariuszem science-fiction.

Jedno z pięter budynku Berlaymont, siedziby Komisji Europejskiej w Brukseli. Wchodzę do windy, w środku – dość duża naklejka-plakat promująca wspólną walutę euro. Patrzę i oczom nie wierzę: treścią i grafiką niemal wprost nawiązuje do stylistyki socjalistycznych plakatów propagandowych. Ogromnych rozmiarów świetliste euro jaśnieje na drodze, którą podąża człowiek, z dopisanym komentarzem w rodzaju (cytuję z pamięci, więc pewnie przekręcam): spełnienie marzeń narodów, ty też wejdź na tę drogę. Parę chwil później wchodzę do następnej windy: podobna naklejka, z jeszcze bardziej wymowną stylistyką epoki nie wszędzie minionej i jeszcze bardziej wzniosłym podpisem. W kilku innych miejscach budynku znajduję podobne obrazki, zawsze z euro w roli – dosłownie – nadziei ludzkości. Takie tutejsze credo.

Dziś przypominam sobie te mini-plakaty z centrum zjednoczonej Europy, kiedy na naszych oczach strefa euro miota się w panice, a może i nawet powoli dogorywa. Bo niezależnie od optymistycznych komunikatów z ostatniego kryzysowego szczytu, ani grecki pożar nie został do końca ugaszony, ani pozostałe dzielnice eurolandu nie mogą być pewne jutra. – Ograniczenie długu Grecji o 100 mld euro – mówił mi wczoraj Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha – to nie żadna redukcja długu, tylko przyznanie się do faktu że tak naprawdę ten dług jest dzisiaj nieściągalny z Grecji. Prędzej czy później dojdzie do umorzenia reszty tej miliardowej góry. Dzisiejsza gospodarka Grecji nie ma szans przez pół wieku na spłatę zobowiązań, jeżeli będzie w tym stanie, w którym jest teraz – mówi Sadowski. Mało optymistyczne, ale wcale nie nierealne.

Grecja jednak jest tylko objawem groźniejszej choroby. Problemem w strefie euro i prawdziwym źródłem rzeczywistego kryzysu, jest to, że rządy od dekad zadłużają swoje społeczeństwa i państwa ponad miarę możliwości ekonomicznych. To prędzej czy później musi pęknąć, niezależnie od kolejnych miliardów euro wpompowanych w banki i kolejne redukcje długów. – Związek Radziecki upadł nie dlatego, że wybuchła w nim kolejna rewolucja, tylko dlatego, że zbankrutował. Tak samo UE podlega prawu ciążenia i prawu bankructwa. Na razie mamy do czynienia z kupowaniem czasu i organizacją kolejnych szczytów i dopóki nie dojdzie do naprawdę potężnego kryzysu – uważa Sadowski.

Angela Merkel mówiła, że nie pozwoli upaść strefie euro, bo to byłby koniec Europy. Spokojnie, Europa będzie istniała. Unie monetarne nigdy nie miały długiego żywota. A zwłaszcza unie z tak ryzykownym założeniem: że można wyrównać poziomy życia i poziomy rozwoju poprzez gigantyczne transfery finansowe do krajów, które są na niższym poziomie. W wielu przypadkach, jak w Grecji, nie osiągano tego celu, jak w Polsce po ‘89 roku, odblokowaniem aktywności gospodarczej, tylko rzutami pieniędzy z Brukseli. Jak brakuje pieniędzy, kończą się dotacje, to się okazuje, że ten kraj wraca do poprzedniego w niektórych obszarach poziomu życia, bo poziom rozwoju i bogactwa zależy od pracy, a nie od dotacji, które prędzej czy później jednak się kończą.

My jeszcze powtarzamy jak mantrę, że wejście do strefy euro zapewni nam szybszy rozwój. A tymczasem nawet Komisja Europejska w raporcie sprzed kilku lat przyznała, że tworzenie strefy euro była podyktowane… wyłącznie względami politycznymi! Euro miało być narzędziem integracji politycznej, a nie ekonomicznej. W raporcie możemy przeczytać, że wprowadzenie euro było bez wątpienia sukcesem, ale wyłącznie politycznym, bo najważniejsze parametry gospodarcze krajów, które euro przyjęły, takie jak wzrost gospodarczy, uległy pogorszeniu i nastąpił wzrost bezrobocia. Czyli euro od początku nie miało integrować gospodarczo, tylko miało być instrumentem polityki. I dlatego Grecja, nie spełniając warunków ekonomicznych, ze względów politycznych znalazła się w strefie euro. Mimo że już wtedy wszyscy wiedzieli, że Grecja jest bankrutem.

Unia Europejska przyjęła w 2000 roku strategię lizbońską – w ciągu dekady miała prześcignąć gospodarczo Stany Zjednoczone. Dziś, całkiem oficjalnie, zwraca się z prośbą o pomoc do Chin, Rosji i Brazylii. Euro, nadzieja ludzkości, okazała się nie wystarczającą inwestycją. Nie mówię, że to kara. To raczej konsekwencja zbytniej pewności siebie. Chętnie przejechałbym się znowu windami w budynku Komisji Europejskiej i sprawdził, czy są tam jeszcze naklejki promujące słońce narodów.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina