Zbigniew Ziobro (PiS) ma przeprosić Grzegorza Schetynę za naruszenie jego godności, czci i dobrego imienia. Ma też zapłacić 20 tys. złotych - uznał w środę krakowski Sąd Okręgowy. Wyrok nie jest prawomocny.
Obecny marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna wytoczył Ziobrze proces o ochronę dóbr osobistych za jego wypowiedź w Radiu Maryja z 17 marca 2009 r. Ziobro - były minister sprawiedliwości i poseł PiS - mówił m.in., że Schetyna (wówczas wicepremier i szef MSWiA - PAP) jest "ciemną postacią, nie szarą eminencją, a ciemną postacią tego rządu"; "człowiekiem, o którym się mówi, że odpowiada za wszystkie takie ciemne sprawki, które są związane m.in. z nadużywaniem służb specjalnych przeciwko opozycji".
Powołując się również na wypowiedzi "niektórych posłów PO z kuluarów", Ziobro stwierdził, że jest to "człowiek od brudnych zadań, jego postać jest szczególna, więc jeżeli jest ktoś z nim związany, to rzeczywiście może cieszyć się później poczuciem bezkarności, takie są podejrzenia".
Schetyna domagał się od Ziobry przeprosin, które miałyby zostać opublikowane w Radiu Maryja, Radiu Zet oraz w "Gazecie Wyborczej", a także wpłaty 30 tys. zł na Fundację Ewy Błaszczyk "Akogo?". Proces w tej sprawie rozpoczął się 26 stycznia 2010 roku.
W środę sąd uznał argumenty powoda, ograniczył jedynie jego żądania dotyczące opublikowania przeprosin do dwóch stacji radiowych oraz finansowe na cele społeczne do 20 tys. zł.
Ziobro ma opublikować przeprosiny na antenie Radia Maryja i Radia Zet w miesiąc od uprawomocnienia się wyroku. Sąd upoważnił także Grzegorza Schetynę do opublikowania przeprosin na koszt pozwanego, gdyby ten w przepisowym terminie nie wykonał wyroku sądu. Zasądził także od Zbigniewa Ziobry 20 tys. zł na rzecz Fundacji Ewy Błaszczyk "Akogo?" i 2 tys. kosztów dla powoda.
W treści przeprosin Ziobro powinien napisać, że przeprasza byłego wicepremiera i ministra SWiA Grzegorza Schetynę za to, że w swojej wypowiedzi podał nieprawdziwe, naruszające jego godność, cześć i dobre imię informacje sugerujące, że Grzegorz Schetyna nadużywa pełnionej funkcji publicznej, w tym posługuje się służbami specjalnymi dla celów niezgodnych z prawem oraz zapewnia osobom z kręgu swoich znajomych wyłączenie ich ew. odpowiedzialności karnej, przez co naraził go na utratę zaufania potrzebnego dla sprawowania urzędu wicepremiera oraz członka rządu RP.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że nazwanie osoby pełniącej urząd wicepremiera i ministra "ciemną postacią", "człowiekiem od brudnych zadań", "odpowiedzialnym za ciemne sprawki" oraz posądzenie go o nadużywanie władzy i służb specjalnych do zwalczania opozycji, z całą pewnością jest naruszeniem dóbr osobistych, uzasadniającym nakazanie przeproszenia pokrzywdzonego i zapłatę odpowiedniego zadośćuczynienia finansowego na cel społeczny.
Zdaniem sądu działanie pozwanego było bezprawne, a jego wypowiedź bez wątpienia nie pozostawała w żadnym związku z jego działalnością poselską. Także argument pozwanego, że miał na myśli odpowiedzialność polityczną jest niezasadny, ponieważ w swojej wypowiedzi tego nie wyartykułował - uznał sąd.
"Pozwany w sposób w pełni świadomy starał się wytworzyć w oczach opinii publicznej obraz powoda jako człowieka stojącego ponad prawem, posiadającego władzę uwolnienia związanych z nim osób od odpowiedzialności karnej. Oczywiste jest, że tego rodzaju określenia mają charakter krzywdzący. Co więcej, poza lakonicznym stwierdzeniem, że +to jest człowiek, o którym się mówi+, +takie są podejrzenia+, pozwany nie przedstawił żadnych argumentów, faktów czy okoliczności, które choćby w minimalnym stopniu uprawdopodabniałyby zarzuty" - podkreślił sąd.
Sąd wyjaśnił, że zasądzenie kwoty na cele społeczne ma charakter represyjny i prewencyjno-wychowawczy, jest także sposobem oddania satysfakcji moralnej dla powoda. Kwotę 20 tys. zł określił jako adekwatną do naruszonego dobra, rozmiaru krzywdy, intensywności naruszenia oraz stopnia winy. Określił ją także jako realną do zapłaty.
Ogłoszenie wyroku zakończyło się awanturą. "Teraz widzimy, jaka jest Polska! Brawo!" - krzyczały starsze kobiety, które stawiły się na ogłoszenie wyroku z "Gazetą Polską" w dłoniach. "To nie jest wiec, to nie jest teatr, to nie jest spotkanie w parlamencie" - uspokajał je sąd.
Strony nie stawiły się na ogłoszenie wyroku. "Wyrok jest satysfakcjonujący. Zwyciężyło prawo, za wypowiedzi szkalujące, uwłaczające należy przepraszać, ponosić odpowiedzialność prawną" - powiedział dziennikarzom po wyroku pełnomocnik Grzegorza Schetyny adw. Jacek Budzik.
Zbigniew Ziobro zapowiedział, że odwoła się od wyroku. "Nie tylko dlatego, że on jest niesprawiedliwy w stosunku do wypowiedzi, którą wygłosiłem, ale też dlatego, że jest groźny w stosunku do mechanizmów działających w demokratycznym państwie" - zaznaczył europoseł.
"I dziennikarze, i politycy - zwłaszcza posłowie opozycji, i obywatele mają prawo czynić odpowiedzialnymi ludzi, którzy sprawują władzę w danym momencie w Polsce (...) za wszystko, co się dzieje w obszarze instytucji, za które ta władza odpowiada" - ocenił Ziobro.
"Jeżeli zakwestionujemy to prawo, to wrócimy do czasów PRL. Wtedy rządzący Polską nie ponosili żadnej odpowiedzialności, a ktoś, kto im wytykał tę odpowiedzialność, mógł trafić do więzienia" - dodał.
"Jeżeli sąd będzie kwestionował takie prawo, to sąd będzie kwestionował podstawy demokracji i dlatego też nie mogę zgodzić się z tym wyrokiem" - podkreślił polityk.