Ustanowienie obozu dla wyjętych spod prawa domniemanych terrorystów w Guantanamo było jednym z głównych błędów tzw. wojny z terroryzmem - powiedział brytyjski premier David Cameron w wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira w związku z 10. rocznicą zamachów 11 września.
"Z perspektywy czasu, a nawet w czasie, gdy wydarzenia te miały miejsce, z pewnością widać, że popełniono błędy, za które zapłaciliśmy (USA i W. Brytania) utratą częścią moralnego autorytetu, który ma duże znaczenie, gdy chce się w świecie przedstawić swój punkt widzenia" - oświadczył Cameron.
Zaznaczył zarazem, że trzeba mieć na uwadze, w jak trudnych warunkach trzeba było podejmować decyzje jesienią 2001 r., gdy obawiano się, że na zamachu z 11 września się nie skończy i że nowy atak może być bliski.
Tymczasem sobotni "Guardian" ujawnił, że Brytyjczycy nie tylko współpracowali z CIA w tajnym programie transferu więźniów pojmanych bądź uprowadzonych w jednym państwie (głównie w Afganistanie lub Pakistanie) do innego (np. Maroka, Egiptu, Libii), gdzie byli narażeni na tortury, lecz w co najmniej jednym przypadku sami taki transfer zaaranżowali i wykonali.
Sprawa dotyczy libijskiego mudżahedina Sami al-Saadi znanego również jako Abu Muntir, którego - jak twierdzi "Guardian" - przetransportowano z Hongkongu do Libii, gdzie spędził 6 lat w więzieniu i był torturowany. Grożono też deportowanej wraz z nim jego rodzinie i szykanowano ją.
Nastąpiło to na krótko przed słynnym spotkaniem ówczesnego premiera Tony'ego Blaira z płk. Muammarem Kadafim w namiocie na pustyni z końcem marca 2004 r., które utorowało drogę zbliżeniu między W. Brytanią a Libią.
Dowodem na to, że to Brytyjczycy zaaranżowali za kulisami wydanie Saadiego władzom libijskim, jest telegram CIA znaleziony w Trypolisie, z którego wynika, że Amerykanie z jego transferem nie mieli nic wspólnego, choć byli przygotowani wziąć go na siebie.
Saadi zastanawia się, czy nie wystąpić z powództwem przeciwko rządowi brytyjskiemu. Twierdzi, że w libijskim więzieniu odwiedzili go funkcjonariusze brytyjskiego wywiadu, którym powiedział, że był torturowany, lecz nie zrobili nic, by go ochronić.
Uprzednio powództwem, jeśli nie zostanie formalnie przeproszony, zagroził Brytyjczykom inny Libijczyk Abdel Hakim Belhadż, którego Amerykanie uprowadzili w Bangkoku i przekazali Libijczykom z początkiem marca 2004 r. na podstawie informacji otrzymanej od brytyjskiego wywiadu.
Belhadż także twierdzi, że był torturowany i że funkcjonariusze brytyjskiego wywiadu przesłuchiwali go i niczego w tej sprawie nie zrobili. Obecnie odpowiada za bezpieczeństwo w Trypolisie.