Dzisiaj doprawdy trudno znaleźć koncern motoryzacyjny, który nie pracowałby nad elektryczną wersją swojego samochodu – o ile już takiej nie ma. Dziwactwo? Nie, trwały trend. Może nieco przedwczesny, ale warty uwagi
Do wyścigu, w którym stawką są elektryczne samochody, stają nie tylko koncerny, ale także państwa. Jest o co się bić. Pomijając kwestie polityczne (związane z ochroną środowiska), gra toczy się o bardzo duże pieniądze. Za 7–8 lat co 10. samochód w Unii może być napędzany silnikiem elektrycznym. Nie tylko o samochody chodzi, ale także o infrastrukturę umożliwiającą ładowanie akumulatorów (analogia do stacji benzynowych). Państwom zależy na promocji i wspieraniu tej gałęzi przemysłu motoryzacyjnego także z powodu polityki energetycznej. W USA 44 proc. kupowanej za granicą ropy naftowej jest przerabianych na benzynę i olej napędowy. Elektryczne auta mogą zmniejszyć uzależnienie energetyczne od państw ryzykownych politycznie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek