Mimo śmiertelnej choroby Abdelbaseta al-Megrahiego, libijskiego sprawcy zamachu na samolot PanAm w 1988 roku, czego ofiarą padło 270 osób, w USA nie ustają głosy, aby przywódcy powstania w Libii wydali go władzom amerykańskim.
W poniedziałek znany prawicowy polityk, były ambasador USA przy ONZ John Bolton wezwał nowe władze Libii do wydania odpowiedzialnego za zamach Abdela Basseta al-Megrahi.
Wcześniej zaapelowało o to samo dwoje senatorów ze stanu Nowy Jorku Charles Schumer i Kirsten Gillibrand.
"Współczucie jest tu całkiem nie na miejscu. Pomyślcie o 259 pasażerach i załodze samolotu PanAm, którzy ponieśli śmierć spadając z wysokości 10 km i wtedy zapytajcie mnie, czy ten człowiek zasługuje na współczucie" - powiedział Bolton w telewizji Fox News.
Poprzedniego dnia przedstawiciel Narodowej Rady Libijskiej Mohammed al-Alagi powiedział, że al-Megrahi nie zostanie wydany USA.
"Nie wydamy żadnego libijskiego obywatela. To Kadafi wydawał libijskich obywateli. Al-Megrahi został już raz osądzony i nie będzie sądzony ponownie" - oświadczył al-Alagi, minister sprawiedliwości w powstańczym rządzie libijskim.
Al-Megrahi, za rządów Muammara Kadafiego agent libijskich służb specjalnych, zorganizował podłożenie bomby w samolocie PanAm, który eksplodował nad Lockerbie w Szkocji. Został wydany Szkocji przez Kadafiego pod naciskiem sankcji wobec Libii i skazany na dożywocie. Po 10 latach zwolniono go, kiedy w więzieniu zachorował na raka prostaty. Lekarze powiedzieli, że ma przed sobą najwyżej 3 miesiące życia.
W Libii al-Megrahiego powitano w 2009 roku jak bohatera. Okazało się, że nie umarł, jak rokowali lekarze. Komentowano, że rząd Szkocji (mającej autonomię w Zjednoczomnym Królestwie) zwolnił go pod naciskiem rządu Wielkiej Brytanii, której zależało na kontraktach naftowych w Libii.
Bolton przypomniał, że w więzieniu w Szkocji al-Megrahi odsiedział "po dwa tygodnie za każdego zamordowanego przez siebie człowieka".
"Dwa tygodnie za morderstwo to nie jest sprawiedliwy wyrok" - powiedział.
Telewizja CNN pokazała w niedzielę wieczorem relację z Libii, gdzie jej korespondent Nick Robertson odnalazł dom al-Megrahiego. Po 20 minutach czekania wpuszczono go tam. Al-Megrahi leżał na łóżku pod tlenem.
Jego rodzina poinformowała Robertsona, że znajduje się w stanie śpiączki. Korespondent powiedział, że chory agent "wygląda bardzo źle", ale dodał, że nie jest pewien czy cała scena nie została dla niego zaaranżowana w czasie, gdy przez 20 minut czekał na wejście do domu.