Pułkownik Wołodyjowski dla większości mieszkańców Kamieńca Podolskiego nadal jest postacią nieznaną. Polski mit zderza się w tym mieście z postsowiecką pustką.
W muzeum, które działa na terenie Starego Zamku, można zobaczyć portrety bolszewickich przywódców, uśmiechnięte traktorzystki, a nawet dojarki oraz sowieckie haubice. Nie ma jednak śladu informacji o tym, że Kamieniec, nazywany „orlim gniazdem”, był jedną z najważniejszych twierdz Rzeczypospolitej, ryglem przez stulecia broniącym Tatarom oraz Turkom dostępu do Podola, Rusi Czerwonej i Wołynia. – Dlaczego nie ma tutaj wzmianki o pułkowniku Jerzym Wołodyjowskim – mówię poirytowany do lokalnej przewodniczki po odkryciu tego sowieckiego panoptikum. – A kto to był Wołodyjowski – pyta z naiwną bezradnością. Nie wszyscy jednak w mieście zapomnieli o „Hektorze kamienieckim”. Na placyku przed katedrą pw. śś. Apostołów Piotra i Pawła znajduje się kolumna, symboliczny pomnik Jerzego Wołodyjowskiego, pierwowzoru Małego Rycerza. Był miejscowym żołnierzem, dzielnym zagończykiem, który całe lata spędził na stepach w walce z Tatarami i odegrał ważną rolę w czasie obrony twierdzy w sierpniu 1672 r. Zginął jednak od przypadkowej eksplozji, już po kapitulacji, a nie w akcie samobójczej desperacji. Dla mieszkańców Kamieńca i całego Podola stał się symbolem niezłomności i wierności żołnierskiej przysiędze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski /GN 34/2011