Pięć osób zginęło, a co najmniej trzydzieści zostało rannych w serii zamachów terrorystycznych, do jakich doszło w czwartek koło Ejlatu, w pobliżu granicy z Egiptem. Sprawcy ostrzelali dwa autobusy oraz patrole wojskowe.
W pierwszym ataku terrorystycznym z broni maszynowej został ostrzelany autobus numer 392 jadący z Beer Szewy do Ejlatu - kilkanaście osób odniosło obrażenia. Jak donoszą służby medyczne, ich życie nie jest jednak zagrożone.
Rzecznik premiera Benjamina Netanjahu poinformował, że trzech sprawców tego zamachu zostało zabitych w wyniku pościgu i strzelaniny.
Około godziny później drugi autobus został trafiony i zniszczony - według źródeł wojskowych - przez rakietę przeciwpancerną. Izraelskie siły bezpieczeństwa informują również, że z rakiet lub moździerzy zostały ponadto ostrzelane patrole wojskowe w rejonie przygranicznym. Miały też eksplodować przydrożne ładunki wybuchowe. W tych atakach zginęło pięć osób, a około 20 zostało rannych.
Wśród rannych w atakach na autobusy byli żołnierze. Nie wiadomo na razie, czy autobusami poruszali się też cudzoziemcy.
Wedle izraelskich źródeł wojskowych, ataki były skoordynowane i zostały przeprowadzone z terytorium Egiptu. Władze w Kairze zaprzeczają temu.
Od kilku dni na egipskim półwyspie Synaj trwa operacja władz przeciwko radykalnym grupom nastawionym na destabilizację stosunków z Izraelem. Od czasu ustąpienia prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka na półwyspie doszło do pięciu ataków na gazociąg wiodący do Izraela. Jest też krytykowany układ pokojowy Egiptu z Izraelem z 1979 roku. Za jego gwaranta był uważany Mubarak. Egipt otworzył też częściowo granice z palestyńską Strefą Gazy. Izrael twierdzi, że z tego powodu przez granicę przenika teraz więcej terrorystów, broni i materiałów wybuchowych.