Brutalna retoryka republikańskiego kandydata do nominacji prezydenckiej Ricka Perry'ego spotyka się z ostrą krytyką już nie tylko zwolenników Baracka Obamy, lecz także czołowych konserwatystów. Nie szkodzi mu jednak w oczach szeregowych Republikanów.
Perry, gubernator Teksasu, który liczy na nominację prezydencką jako nagrodę za sukcesy ekonomiczne swego stanu, nie odwołał wcale swego ataku na prezesa Rezerwy Federalnej (Fed) Bena Bernankego, który wywołał powszechny szok w USA. We wtorek oświadczył - używając pluralis maiestatis - że "obstajemy przy tym, co powiedzieliśmy na jego temat".
W poniedziałek Perry zaatakował Bernankego za wydawanie funduszy Fed na wykup obligacji skarbowych z banków i inne posunięcia mające pobudzić gospodarkę do wzrostu. Jego zdaniem, doprowadzi to do niebezpiecznego wzrostu inflacji. Nie ograniczył się jednak do krytyki, tylko powiedział o Bernankem: "Jeśli ten facet będzie drukował jeszcze więcej pieniędzy do wyborów, potraktujemy go bardzo brzydko w Teksasie".
Niektórzy komentatorzy porównali nawet tę wypowiedź do groźby linczu. Gubernator nie ograniczył się jednak do pogróżki - oskarżył także Bernanke, że kierują nim motywy polityczne i że posuwa się do "zdrady".
"Drukowanie pieniędzy, aby uprawiać gry polityczne w tym okresie amerykańskiej historii ma, moim zdaniem, niemal znamiona zdrady" - powiedział.
Tymczasem prowadzona przez Fed polityka stymulowania gospodarki cieszy się poparciem większości ekonomistów. Fed nie może dalej obniżać stopy procentowej, już bliskiej zeru. Bernanke zaś - jak to przypomniał w środę "Washington Post" - został mianowany na swe stanowisko jeszcze przez republikańskiego prezydenta George'a W.Busha, i zatwierdzony ponownie przez Obamę.
"Nic nie wskazuje na to, by Bernanke uprawiał grę polityczną. Jeżeli pan Perry ma dowody, że jest przeciwnie, powinien je przedstawić. Jeżeli nie - powinien przeprosić" - napisał "Washington Post" w artykule redakcyjnym.
Perry zaatakował także samego Obamę. Powiedział, że armia "nie szanuje prezydenta", a zapytany w jednym z wywiadów, czy Obama kocha swój kraj, odpowiedział: "Nie wiem, proszę go samego zapytać...".
Agresywne wypowiedzi gubernatora spotykały się z odporem nawet znanych komentatorów prawicowych.
Czołowy ideolog konserwatywny John Podhoretz napisał w periodyku "Commentary", że oskarżając Bernankego o polityczne motywy, Perry "popełnił bezmyślny błąd".
Były główny doradca Busha, Karl Rove, ostro skrytykował Perry'ego, zarzucając mu nieodpowiedzialność i nieliczenie się ze słowami.
Tymczasem Perry - jak wynika z sondaży - wyrósł w ostatnich dniach na co najmniej drugiego, obok Mitta Romneya, faworyta Partii Republikańskiej (GOP) w wyścigu do nominacji prezydenckiej.
Sondaż Rassmussen Report wykazał, że popiera go 29 procent wyborców republikańskich, podczas gdy Romneya - tylko 18 procent.
Perry ma za sobą sympatyków prawicowej Tea Party, gdzie ceni się przede wszystkim pasję w atakowaniu Obamy i Demokratów.
Komentatorzy wątpią jednak, czy wystarczy to do zwycięstwa nad obecnym prezydentem w przyszłorocznych wyborach.