Nową, rewolucyjną metodę profilaktyki i leczenia infekcji wirusowych opracowali naukowcy z Massachussets Institute of Technology (MIT). Według ekspertów może to być przełom porównywalny do odkrycia penicyliny.
"Gdyby ten lek okazał się skuteczny i bezpieczny, byłby przełomem na miarę penicyliny, a nawet większym, ponieważ nie groziłaby mu oporność wirusów" - komentuje dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds. profilaktyki zakażeń z Narodowego Instytutu Leków. Nowy lek nosi nazwę DRACO (skrót od "Double-stranded RNA Activated Caspase Oligomerizer") i autorzy postulują, że w przyszłości mógłby leczyć większość chorób wirusowych.
Kiedy komórka zostaje zainfekowana, wirus przejmuje nad nią kontrolę i w celu replikacji tworzy długie łańcuchy RNA, które normalnie nie są obecne w ludzkich ani zwierzęcych komórkach. Blokuje także, lub omija, naturalne mechanizmy obronne. DRACO wykrywa wirusowe RNA w zainfekowanej komórce i zmusza komórkę do "samobójstwa" (apoptozy), co blokuje możliwość replikacji i mutacji wirusa. "Teoretycznie to powinno działać na wszystkie wirusy" - powiedział Todd Rider, naukowiec z MIT.
Lek nie atakuje zdrowych komórek, ponieważ nie ma w nich wirusowego RNA. "W makroskali amputacja zainfekowanej zgorzelą kończyny jest grubym porównaniem do tej metody leczenia, tyle, że mamy tu do czynienia z amputacją chemiczną na poziomie pojedynczych komórek i tkanek" - powiedział dr Grzesiowski.
Działanie leku przetestowano na 15 wirusach, w tym na wirusie H1N1, który w 2009 roku wywołał pandemię grypy A/H1N1, zabijając ponad 18 tys. ludzi na całym świecie. Inne badane wirusy to m.in. powodujące przeziębienie, grypę żołądkową, chorobę Heinego-Medina i różne rodzaje gorączki krwotocznej. Lek był skuteczny przeciwko wszystkim wirusom i nie stwierdzono żadnego działania toksycznego. Badania prowadzono na tkankach mysich i ludzkich, oraz - w przypadku wirusa H1N1 - także na żywych myszach.
Podany przed zakażeniem, DRACO skutecznie powstrzymywał replikację wirusa. Lek zaaplikowany po zakażeniu był skuteczny i doprowadzał do pełnego wyleczenia, jednak wprowadzony zbyt późno, gdy wirus był już rozprzestrzeniony, prowadził do obumierania "nieakceptowalnej", według autorów raportu, ilości komórek. "Trzeba się liczyć z działaniami niepożądanymi - na przykład, jeśli 20 proc. komórek wątroby będzie zakażonych, to podanie leku może spowodować poważne uszkodzenie narządu w krótkim czasie" - komentuje dr Grzesiowski.
Aktualnie testy obejmują sprawdzenie działania leku na większej ilości wirusów. Następnym krokiem jest uzyskanie pozwolenia na testy kliniczne, przeprowadzane na zwierzętach i później na ludziach. Może to zająć nawet 10 lat. "Najważniejsze jest to, czy lek nie będzie zbyt gwałtownie niszczył ludzkich tkanek" - podkreśla dr Grzesiowski.