Problemy naszego Kościoła, także gromadzenie się świeckich wokół suspendowanego kapłana, wynikają z deficytu duchowości i słabej formacji do życia wewnętrznego – mówi ks. prof. Andrzej Muszala.
Organizator pustelni w Beskidzie Małym i wykładowca na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie ubolewa, że pojęcie pustelnia zostało ostatnio nadużyte, gdyż z definicji jest ona miejscem duchowego wzrostu, poszukiwania Boga w ciszy i samotności w modlitwie wewnętrznej.
Publikujemy w całości wypowiedź ks. Muszali:
To bardzo dobrze, że kapłani wykazują nieraz wiele inicjatywy; że w Kościele są oddolne ruchy i grupy wiernych, gdyż dzięki nim Kościół rośnie i idzie do przodu. Tak było z II Soborem Watykańskim, który był podsumowaniem rozmaitych wcześniejszych ruchów świeckich katolików i intuicji wielu teologów.
Ruchy są oznaką tego, że wierni szukają „czegoś więcej” w przeżywaniu swej wiary. Każdy człowiek potrzebuje pogłębienia osobistej relacji z Bogiem. Jednakże odkrycie w internecie dość dziwacznej „pustelni” napawa smutkiem, a nawet niepokojem, ponieważ miejsce określane przez ten termin winno być chronione, a nie wykorzystywane instrumentalnie do jakichś „zewnętrznych” akcji, jak np. intronizacji Chrystusa na Króla Polski. To nie ma nic wspólnego z pustelnią, ponieważ jest ona miejscem modlitwy i ciszy, o czym od jakiegoś czasu piszę w „Listach z pustelni” w miesięczniku „List”. Sam także od kilkunastu lat jeżdżę na pustelnię, by pogłębiać moją modlitwę i uczyć jej innych. I zauważam, że przyjeżdża tam coraz więcej ludzi…
Pustelnia to miejsce odosobnione, ale właściwiej – to określony styl życia: w ciszy, milczeniu i pracy, tak jak robili to od wieków benedyktyni, których życie streszcza dewiza „Ora et labora” – módl się i pracuj; służy ona do formowania pogłębionego kontaktu z Bogiem. To jest cel – niewidzialny – wszystko zaś, co stanowi zewnętrzną otoczkę, jest na jego usługach. Budynek, miejsce, polana, pustelnia nie są celem samym w sobie, tylko jednym ze środków, które może prowadzić człowieka do zjednoczenia z Bogiem.
Jeśli mogę się podzielić osobistym doświadczeniem, to sam uczyłem się modlitwy wewnętrznej w jednej ze wspólnot we Francji, będąc na roku szabatowym. Po pięciu latach mojego kapłaństwa stwierdziłem, że coraz bardziej się wypalam, że moja modlitwa staje się rutyną, a nie kontaktem z Bogiem i zacząłem prosić biskupa, żeby mnie zwolnił na taki rok „duchowy”. Okazało się, że nie jest to praktyka zbyt popularna w Polsce, choć księża mają prawo do takich dwunastu miesięcy bez zewnętrznych aktywności, często o tym nie wiedząc.
Uważam, że nic nie zaszkodzi zostawić na boku wszystkie obowiązki i zagłębić się w poszukiwanie Oblubieńca, Któremu oddaliśmy całe nasze życie; wszak także jesteśmy tylko ludźmi. Jeżeli czasem słyszę, że ksiądz miał dwie Msze św., dwa pogrzeby i dwa śluby w jednym dniu, to proszę sobie wyobrazić, jakim wrakiem duchowym staje się już po krótkim czasie. A co dopiero, jeżeli on tak funkcjonuje przez kilka, kilkanaście lat, odprawiając codziennie dwie Msze św., prowadząc wiele katechez, spotkań itp.? Nie dziwi fakt, że pilnie potrzebuje on pustelni! Dlatego postuluję, żeby księża korzystali z roku szabatowego.
Mój biskup był trochę zdziwiony na początku, ale w końcu mnie puścił, za co dziś jestem mu niezmiernie wdzięczny! Dzięki temu pobytowi „na pustyni” na nowo mogłem odkryć modlitwę w ciszy. Co więcej, kiedy dziesięć lat temu wróciłem do diecezji, zacząłem dzielić się z innymi bogactwem, które zostało mi przekazane. W kościele św. Marka w Krakowie co tydzień zapraszam na spotkania modlitewne o modlitwie ciszy; kilkadziesiąt osób przychodzi w każdy wtorek. Pustelnia jest ich przedłużeniem – jeździmy tam, by uczyć się osobistego, pogłębionego kontaktu z Bogiem w modlitwie wewnętrznej, która prowadzi do aktu całkowitego zawierzenia.
Obecnie w naszym kościelnym języku panuje dość duże pomieszanie pojęć, dlatego nie dziwi, że jakiś ksiądz przywłaszcza sobie słowo „pustelnia” dla swojej dziwnej akcji. A z pustelnią ma to tylko tyle wspólnego, że zbudował ją gdzieś na uboczu, nic więcej. To przykre i bolesne, ale świeckim brakuje formacji, dlatego akceptują takie „chwytliwe” propozycje. I trzeba powiedzieć więcej – przez co pewnie się narażę – także wielu księżom brakuje formacji! Stąd potem niezrozumiałe ich pomysły albo wręcz odejścia od kapłaństwa czy nawet Kościoła! Wiem z własnego doświadczenia, że ja również nie miałem formacji do modlitwy wewnętrznej, dlatego szukałem miejsca, w którym mógłbym się tego nauczyć.