Przespany Wielki Post? Bóg i tak przygotował dla ciebie coś specjalnego

O Bogu, który nawet spóźnialskim pozwala głęboko przeżyć Wielki Tydzień, wierze, która jest ważniejsza niż rozum i uczucia oraz Słowie Bożym, które prowadzi przez te dni, opowiada ks. dr Piotr Spyra, teolog, ewangelizator i muzyk.

13m 1s

Ten tekst czytasz w całości za darmo w ramach promocji. Chcesz mieć stały dostęp do wszystkich treści? Kup subskrypcję na www.subskrypcja.gosc.pl

Agnieszka Huf: Za nami ponad 5 tygodni Wielkiego Postu. Wersja idealna: sumiennie realizowałam postanowienia, umartwiałam się, modliłam się więcej i jestem dobrze przygotowana na przeżycie Wielkiego Tygodnia. A co jeśli do ideału daleko? Przespałam Wielki Post i nie zrobiłam nic, żeby go dobrze przeżyć? 

Ks. Piotr Spyra: Pytasz, czy nieodwracalnie zawaliłaś? Spokojnie. Może najpierw warto zapytać, po co w ogóle jest Wielki Post. Często myślimy, że chodzi o to, by własnymi siłami, przez umartwienia i postanowienia „wyczyścić” duszę, tak jakby Pan Jezus potrzebował naszego perfekcyjnego serca, by zmartwychwstać. Ja widzę to inaczej: Wielki Post to czas szczególnej łaski i działania Pana Boga. On daje ten okres, aby rozmiękczyć moje serce i uczynić je gotowe na przeżywanie tajemnic Wielkiego Tygodnia. Oczywiście, Boża łaska działa nieustannie – zbawienie wysłużone przez Jezusa nie zna przerw, ani sezonów. Ale mam takie doświadczenie, że w Wielkim Poście ta łaska rozlewa się jakby bardziej. Tak jakby Bóg dawał nie tylko swoją niezmienną dobroć, ale i jakąś szczególną zdolność przyjmowania jej. Dlatego gdy dobrze przeżyję ten czas, naprawdę coś się we mnie zmienia. To nie tylko kwestia dobrze wykonanych zadań. To raczej doświadczenie jakiegoś głębokiego naprawienia i odnowienia mojego wnętrza – uzdrowienia i scalenia serca, które przekracza moje własne możliwości.  

To, o czym mówisz, kojarzy mi się z przekopywaniem ogródka, żeby później zasiać w nim nowe rośliny. Na spękanej, nieprzekopanej ziemi nasiona mają dużo mniejsze szanse wzrosnąć, niż jak wpadną do świeżo spulchnionej gleby.

Genialne porównanie! Ale Pan Bóg jest tak dobry, że daje szansę także tym, którzy tego „ogródka” serca nie pozwolili Bożą łaską przez czas Wielkiego Postu przekopać. Wiemy to z przypowieści o robotnikach ostatniej godziny. Doświadczenie zbawienia jest dla wszystkich, a więc nie tylko dla tych, którzy grzeczni i ładnie się przygotowali na święta. Jeśli ktoś zawalił Wielki Post i dopiero od Niedzieli Palmowej zaczyna myśleć na poważnie o tym, co w Kościele przeżywamy, to nadal ma szansę na głębokie przeżycie tego czasu. On chce działać także w sercach, które się pogubiły, upadły, zawiodły. Może ci, którzy ciężko pracowali przez cały ten czas oburzą się, że to nieuczciwe, że inni wejdą na ostatnią chwilę. Ale wtedy warto pomyśleć, że mieli to szczęście doświadczać działania Pana Boga przez cały ten czas – a inni przeżyją to mocno, ale krócej.

Przespany Wielki Post? Bóg i tak przygotował dla ciebie coś specjalnego   ks. dr Piotr Spyra (archiwum prywatne)

Co w takim razie zrobić, jeśli tuż przed Niedzielą Palmową ogródek mojego serca jest jeszcze nie przekopany?

Po pierwsze – nazwij to, co się stało i oddaj to Panu Bogu. Nie uciekaj przed prawdą, dlaczego zawaliłeś, ale też się nie dobijaj tym wszystkim, tylko po prostu powiedz Panu Bogu: Panie, nie dałem rady, zawiodłem, ale nie chcę przegapić Twojej miłości teraz. 

Po drugie – nie próbuj na siłę nadrabiać postanowień wielkopostnych. To nie działa. Łaska tamtego czasu już była i nie da się jej nadrobić. Zamiast patrzeć wstecz zapytaj, Panie, co chcesz mi dziś pokazać? Może właśnie to, że zawaliłem, ma mnie doprowadzić do momentu szczerości, zobaczenia, jak jestem słaby bez Pana Boga i jak bardzo potrzebuję Zbawiciela. A to jest przecież istota Triduum!

Po trzecie, wejdź w Triduum całym sobą, czyli uczestnicz w pełni w liturgii. To nie są trzy oddzielne nabożeństwa, ale jedna wielka celebracja liturgii Paschy. Zaczyna się Mszą Wieczerzy Pańskiej, a kończy błogosławieństwem Wigilii Paschalnej. Bo jeśli przyjdziemy do kościoła dopiero w Wielkanoc, bez przeżycia wielkopiątkowego dramatu odrzuconej miłości, to nic z tego happy endu nie zrozumiemy. Benedykt XVI mówił, że Wielki Piątek bez zrozumienia Wielkiego Czwartku to tylko egzekucja, bez miłości. A z kolei Wielki Piątek bez Niedzieli Zmartwychwstania to wydarzenie jedynie historyczne, a nie coś, co może dotknąć mnie dzisiaj. 

Po czwarte – spowiedź. Jeżeli jeszcze nie byłeś u spowiedzi, to może właśnie to jest ten prawdziwy moment nawrócenia. Nie po to, żeby odhaczyć obowiązek, ale po prostu pozwolić Jezusowi wejść w Twoją ciemność i ją rozświetlić. Swoje porażki możesz zamienić w modlitwę: nawet, jeśli upadam, to chcę Panie z Tobą powstawać i iść dalej. 

W ten sposób, nawet jeśli zawaliłeś Wielki Post, ale doświadczasz, jak bardzo potrzebujesz Zbawiciela, jesteś gotowy na głębokie przeżycie Wielkiego Tygodnia. 

A co, jeśli przeżywam czas posuchy duchowej? Może i pójdę na liturgię, ale wpadnę na nią z biegu codziennych obowiązków, trudno się będzie skupić. A poza tym to jest któryś Wielki Tydzień w moim życiu, wiem, co będzie się działo, nic mnie nie zaskoczy. Co zrobić, jeśli takie myśli dominują w moim sercu u progu najważniejszego tygodnia roku?

To zrozumiałe, że możesz się tak czuć. W naszej wierze często opieramy się na rozumie i uczuciach – to takie dwie podpórki, które nas podtrzymują. Ale czasem Pan Jezus zabiera nam te podpórki i zaprasza do czegoś głębszego. Jeśli nie przeżywasz emocji, to nie znaczy, że coś jest z tobą nie tak. To może być wręcz zaproszenie od Boga: „Zobacz, nawet jeśli nie masz się na czym oprzeć, możesz zrobić krok dalej – ku wierze dojrzalszej”. Bo wiara to w gruncie rzeczy decyzje: „Panie Jezu, ja w ogóle tego nie czuję i nie rozumiem, ale ufam Ci, podejmuję decyzję wiary, że wierzę, że to, w czym uczestniczę, jak uczy Kościół, może mnie przemieniać”. A potem staraj się być otwarty i chłoń wszystkie te znaki liturgiczne, symbole i gesty.  Po prostu bądź i uczestnicz tak, jak w danym momencie potrafisz, bo Pan Bóg nie czeka, aż będziesz idealny. On chce cię spotkać tu i teraz. Daj Mu się poprowadzić.

I proś Ducha Świętego o pomoc. Jego dary są fantastyczne! Na przykład dar rozumu polega na tym, że słysząc te same słowa, które już słyszałeś milion razy, nagle to do ciebie dociera i rozumiesz, co Jezus chciał powiedzieć lub co znaczy ten gest, który już wiele razy widziałeś. Albo dar mądrości, który polega na tym, że zaczynasz patrzeć na świat oczami Boga i wszystko ci się nagle zmienia, przewartościowuje. 

Duch Święty ma moc otwierania naszych serc, żeby do nas przemówić i robi to w bardzo prosty sposób. Z mojego własnego doświadczenia: kiedy idę na Mszę świętą i mam słuchać kogoś, kogo znam i wiem już, co powie, a sama liturgia też mnie nie zaskoczy, wtedy modlę się o Ducha Świętego dla siebie i celebransa. Dla mnie o otwartość, dla niego – o namaszczenie. I wyobraź sobie, że to zawsze działa, zawsze się czuję zaskoczony tym, co Bóg mówi mi w tej liturgii.

Powtarzasz, że Bóg mówi w liturgii. Proponuję więc spacer po poszczególnych dniach Wielkiego Tygodnia. Czy możesz podpowiedzieć, na jakie jej elementy warto zwrócić uwagę?

Jasne! To, co nas prowadzi, to przede wszystkim Słowo Boże, które dosłownie pokazuje ten tydzień z życia Jezusa dzień po dniu. Niedziela Palmowa to oczywiście uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy, ale też moment, w którym do miasta wprowadzano baranki mające być złożone w ofierze w święto Paschy. Jezus sam daje się wprowadzić – już nas przygotowuje, że to On złoży za nas ofiarę. Warto wtedy zapytać: kim jestem w tej scenie? Czy należę do zmiennego tłumu, który raz woła „Hosanna”, a raz „Ukrzyżuj”, czy może jestem uczniem, który – choć nie wszystko rozumie – chce iść za Jezusem, niezależnie od tego, czy On wjeżdża wśród wiwatów, czy zmierza na krzyż?

W Wielki Poniedziałek Jezus odwiedza swoich przyjaciół w Betanii, gdzie chce spędzić w ich domu czas, zanim wejdzie w największe cierpienie. To dobry dzień, by zapytać: na ile Jezus jest mile widziany w moim sercu? Jak bardzo chcę Go gościć? To wyrywa z pustego rytualizmu, bo to pytanie o miłość. Czy Jezus w moim sercu znajdzie odpoczynek? Przy okazji to jest świetna lekcja modlitwy: można siedzieć przy Jezusie i nic nie robić, tylko spędzać z Nim czas jak Maria. Jedna z najlepszych zasłyszanych ostatnio przeze mnie definicji modlitwy to właśnie „spotkanie, które czasem może przybrać formę rozmowy”. 

Wielki Wtorek i Wielka Środa to zaparcie Judasza i zapowiedź zdrady Piotra. Można zastanowić się, na ile chcę grać takiego cwaniaka, który mówi: „Panie Jezu, z Tobą to i na krzyż!”, zapominając, że wszystko jest łaską, darem – nawet to, że jestem przy Panu Bogu i umiem się modlić. A patrząc na Judasza można zastanowić się, dlaczego on zdradził – i dlaczego ja zdradzam. 

Później jest Wielki Czwartek – spotkanie z Jezusem, który klęka przed uczniami i obmywa im nogi. To jest takie doświadczenie miłości, że czasem aż nie chce mi przejść przez usta: Bóg klękający przed człowiekiem i pytający: „jak mogę ci, dziecko, usłużyć moją miłością?”. Ale także słyszymy pytanie Jezusa skierowane do uczniów: czy wiecie, co wam uczyniłem? I my często nie wiemy – ale najlepszą postawą jest wówczas powiedzieć: „nie wiem, Panie, Ty mnie naucz”.

W Wielki Piątek stajemy pod krzyżem, nie jako ci, którzy wszystko dobrze zrobili, ale jako ci, którzy potrzebują przebaczenia. Nie chodzi o jakiś emocjonalny płacz nad swoim grzechem! To tak, jak przygotowując się do spowiedzi, kiedy mam wzbudzić w sobie żal za grzechy – nie chodzi o wywołanie emocjonalnego kryzysu, tylko o decyzję. Bo wiele grzechów w swojej otoczce jest bardzo przyjemnych i ciężko mieć do nich negatywne uczucia. Ale ten żal polega na właśnie tym, żeby powiedzieć: „Panie Jezu, Ty mówisz, że to mi szkodzi, to jest złe i ja tym bardziej przepraszam, że Ci nie zaufałem i zrobiłem tak, jak myślałem, że to będzie dla mnie lepsze. Tym bardziej chcę żałować, czyli podjąć decyzję, że nie chcę do tego wracać, a następnym razem bardziej będę Ci ufał i Cię słuchał, bo Ty wiesz lepiej!”. 

No a Wielka Sobota to już tylko cisza i czekanie. Dla nas czekanie jest trudne, zapełniamy je sobie święceniem koszyczków, ale tak naprawdę chodzi tylko o to, żeby trwać w tej pustce i ciszy w wyczekiwaniu na spełnienie Bożych obietnic, na nadzieję zmartwychwstania. 

I wreszcie nadchodzi Wielkanoc, a z nią najpiękniejsza liturgia roku: Wigilia Paschalna.

Uwielbiam tę liturgię, bo tam jest cała historia zbawienia! W tych wszystkich czytaniach słyszymy, że Bóg systematycznie przeprowadza swój plan, że nic Mu się nie wymknęło spod kontroli. On wie, co robi i wszystko prowadzi ku dobru. 

A co, jeśli jestem w jakimś dołku, kryzysie i co prawda potrafię jakoś emocjonalnie rezonować z Wielkim Piątkiem, to z tą Niedzielą Zmartwychwstania jest mi zupełnie nie po drodze? Jak wtedy przeżyć ten dzień?

Kiedy człowiek przeżywa kryzys, jakąś ciemność duchową albo jakkolwiek nazwie to strapienie, to często w sercu słyszy, że tak już będzie zawsze, że nie ma już dla niego żadnej nadziei. I właśnie po to jest cała liturgia słowa Wigilii Paschalnej, żeby pokusę takiego myślenia zwyciężyć Słowem Bożym. Ono nas uczy, że Bóg wszystko czyni nowe, że skoro Jezus pokonał śmierć, szatana, czas, przestrzeń, największe potęgi tego świata, to tym bardziej może pokonać moje ciemności, mój problem. I to jest coś, czego się chwytam. Wiara to decyzja, że chwytam się tego, co mówi Jezus, choć wszystko wokół mówi, że jest inaczej. 

Spójrz: taka była istota nadziei Maryi. Jej ludzkie doświadczenie mówiło jej w Wielki Piątek, że to koniec, jej martwy Syn leży na jej kolanach. Ona słyszała wcześniej, że Jezus zostanie wydany w ręce arcykapłanów, że zostanie przybity do krzyża – i to właśnie widziała. Ale słyszała też, że Jej Syn trzeciego dnia zmartwychwstanie. I jako pierwsza Uczennica swojego Syna, zachowująca i rozważająca Jego słowa, choć jeszcze tego nie widziała i nawet nie mogła sobie wyobrazić, to właśnie te słowa pomogły jej przetrwać najgorsze ciemności. I chyba trzeba się od Maryi uczyć takiego właśnie chwytania się Słowa Bożego, tych Bożych obietnic, że nie zawsze będzie tak źle, jak jest w tej chwili. Że chociaż wszystko mi mówi, że została już tylko śmierć, to Bóg jest od tego większy i Bóg w swoim czasie to wszystko zmieni.

Przespany Wielki Post? Bóg i tak przygotował dla ciebie coś specjalnego   Unsplash
« 1 »

Agnieszka Huf Agnieszka Huf Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Z wykształcenia pedagog i psycholog, przez kilka lat pracowała w placówkach medycznych i oświatowych dla dzieci. Absolwentka Akademii Dziennikarstwa na PWTW w Warszawie. Autorka książek „Zawsze myśl o niebie: historia Hanika – ks. Jana Machy (1914-1942)” oraz „Szczeliny. Bóg w popękanej psychice”.