Przysypało, zalało, zagubiło się – cokolwiek powiedzieć o drodze do Boga, nagle się urwała. Przewodnikiem po utraconej drodze może być Richard Kearney.
Zamiast odgruzowywać starą drogę, autor wytycza nowe szlaki. Anateizm to, wedle Kearneya, spotkanie „Boga po Bogu”, wiara druga po wierze pierwszej. Język z trudem próbuje nazwać to, co wie serce: dotychczasowy sposób wiary umiera, znany – wydawałoby się – Bóg nagle odchodzi. Moment anateistyczny, jak pisze autor, pojawia się w chwili dezorientacji, wątpliwości, braku pewności. Dotychczasowe postrzeganie Go musi się skończyć, aby zobaczyć Pana na nowo. Nowe wyjście na pustynię, inne Przemienienie. A w zasadzie: to samo wyjście na pustynię i to samo Przemienienie, tylko wreszcie zobaczone na nowo, a więc odkryte raz jeszcze. „W anateizmie nic nie ginie. A raczej to, co zostało utracone jako własność, może zostać odzyskane jako dar, do którego wracamy po zbawiennej nocy ateistycznej krytyki – tak jak Hiob odzyskał wszystko, co stracił, Abraham odzyskał Izaaka, a Jezus otrzymał życie po śmierci”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Cielecki