Dlaczego nikt nie próbuje wprowadzać reality show, w którym premiowana jest bezinteresowność, a sukces zapewnia czynienie dobra?
Na ekranach telewizorów pojawił się kolejny sezon programu „Zdrajcy” (TVN). Jest to rodzaj reality show, w którym rywalizują dwie drużyny. Wygra ten, kto okaże się bardziej podstępny. Format jest holenderski, zabawa będzie przednia, bo w kolejnym sezonie dojdą nowe zadania: „cmentarz, groby, pogrzeb czy tortury”. Łatwo się domyślić, co będzie skuteczne w drodze po kasę. Trzeba się tylko przełamać, bo jak wyjaśnia producentka programu: „Istnieje pewna »polska choroba« zwana »zaprzyjaźnianiem się« – polega ona na tym, że ludzie zaczynają się lubić i wierzyć, że przyjaźnie oraz dobra zabawa są ważniejsze niż sam program. Jednak nadejdzie moment, w którym kubeł zimnej wody ostudzi ich podejście”. Jak widać, od czasów „Big Brothera” niewiele zmieniło się w importowanych telewizyjnych formatach. Ciekawe, dlaczego nikt nie próbuje wprowadzać naszego oryginalnego reality show, w którym premiowana jest bezinteresowność, a sukces zapewnia czynienie dobra? Może w Polsce by się to sprawdziło, skoro cierpimy na syndrom „zaprzyjaźniania się”? Jestem w stanie sobie wyobrazić taką pozytywną rywalizację na pomaganie, wyręczanie, rozwiązywanie czyichś problemów. Zdolny scenarzysta mógłby sprawić, by było to i zabawne, i emocjonujące. Mamy zresztą przykłady z historii telewizji, że jest to możliwe. Dziadersi pamiętają jeszcze z czasów swojego dzieciństwa cykl „Niewidzialna ręka”. Aby wykształcić wśród młodych widzów modę na altruzim, stworzono format sensacyjny. Nie było widać twarzy prowadzącego, który przypominał szefa agencji wywiadowczej przydzielającego zadania. Widzowie wykonywali je tak, by nikt ich nie nakrył na miejscu… nie zbrodni, ale dobrego uczynku. Zostawiali tam jedynie znak odbitej dłoni. Ale – jak to w wywiadzie – pisali ze swojego zadania raporty i wysyłali do „centrali”. W latach 1966–1981, gdy program był emitowany, zarejestrowano około dwóch milionów „niewidzialnych”, a liczbę dobrych uczynków szacuje się na 10 milionów. Oczywiście „Niewidzialna ręka” adresowana była do nastolatków, ale w ciągu pół wieku telewizja w swoim infantylizmie zrobiła ogromny postęp. Takie formaty jak „Zdrajcy” inspirowane są przecież grami komputerowymi dla dzieciaków. Może więc nadszedł czas na „Niewidzialną rękę 2”. Tylko dla dorosłych.
Piotr Legutko
dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.