Głód w Somalii staje się kartą przetargową dla działających w tym kraju islamskich rebeliantów z ugrupowania al-Shabaab.
Nie tylko nie wpuszczają oni pomocy na kontrolowane przez siebie tereny, ale równocześnie szantażują głodującą ludność mówiąc, że dadzą jej jedzenie w zamian za przystąpienie mężczyzn do szeregów rebelii. Przedstawiciel Wysokiego Komisarza ONZ w Somalii bije na alarm, że wraz z wzrostem cen żywności praktyka ta staje się coraz bardziej powszechna. Amerykańska sekretarz stanu Hilary Clinton zaapelowała do rebeliantów, by pozwolili na otwarcie korytarzy humanitarnych. Z kolei o trzymiesięczny rozejm zaapelował miejscowy biskup Giorgio Bertin. „Tysiące ludzi umiera z głodu, ponieważ znajdują się na obszarach, gdzie pomoc nie może dotrzeć” – mówi natomiast rzeczniczka Światowego Programu Wyżywienia.
„Wciąż nie mamy wstępu na południe Somalii, czyli do regionu najbardziej dotkniętego suszą – powiedziała Radiu Watykańskiemu Vichi de Marchi. – A chodzi o to, by nieść pomoc ludziom tam, gdzie mieszkają tak, by się nie musieli przemieszczać. Trzeba też jasno powiedzieć, że brakuje nam funduszy na to, by móc realnie stawić czoła tej katastrofie. Nasz deficyt w tej chwili to ok. 250 mln dolarów. Tysiące ludzi jest w drodze do Mogadiszu. Obozy dla uchodźców są tam przepełnione, powstają więc prowizoryczne obozowiska. Kolejny problem to ludzie, którzy uciekają z Somalii do sąsiednich krajów. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej i zaczyna dla nich brakować miejsca. Istniejące struktury dosłownie pękają w szwach. Nie możemy jednak ograniczyć się tylko do dostarczania żywności i pomocy doraźnej. Przecież podobne tragedie powtarzają się tam, co jakiś czas. Trzeba się więc naprawdę dobrze zastanowić, jak pomóc tym ludziom w ciągu najbliższych lat” – dodała przedstawicielka World Food Program.
Obecna tragedia humanitarna w krajach Rogu Afryki to efekt wieloletnich zaniedbań oraz tak naprawdę braku zainteresowania losem Afrykańczyków – takie opinie można usłyszeć coraz częściej. Przekonany jest o tym także włoski misjonarz, od lat pracujący na rzecz Czarnego Lądu. O. Giulio Albanese przypomina, że obecny kryzys trwa we wschodniej Afryce od dawna.
„Kryzys nie zrodził się dzisiaj – stwierdził kombonianin w wypowiedzi dla Radia Watykańskiego. – Już dziewięć miesięcy temu mówiono, że śmierć głodowa tylko w Somalii zagrażała ponad 3 milionom ludzi. To pokazuje, jak podchodzimy do problemów Afryki. Obecnie alarmuje się, że 12 mln ludzi potrzebuje pomocy, ale tak na dobrą sprawę nikt nie jest w stanie podać realnych liczb, bo tych ludzi może być nawet 16-18 mln. W tej sytuacji przerażają takie decyzje, jak przełożenie spotkania krajów donatorów Unii Afrykańskiej. Miało się ono odbyć 9 sierpnia, a będzie 25. Osobiście uważam, że jest to skandaliczne. To tak, jakby lekarz mogący uratować życie umierającemu pacjentowi powiedział mu, że zamiast go leczyć idzie na urlop i nie widzi w tym problemu. Decyzja Unii Afrykańskiej nie jest tylko zaniedbaniem; świadczy o ogromnej powierzchowności polityków. Jedno jest pewne, że gdyby ludzie mogli się najeść obietnicami, na świecie nie byłoby już głodu. Myślę, że najwyższy już czas by od pięknych słów przejść do faktów” – dodał włoski misjonarz i dziennikarz.
Rzeczą moralnie nie do zaakceptowania nazwał ponadto o. Albanese fakt, że gdy każdego dnia tysiące ludzi umiera w Afryce z głodu, miliony euro są trwonione na światowych rynkach w wyniku spekulacji finansowych.