Czemu Jezus wybrał tylko trzech świadków swej chwały?
Czemu Jezus wybrał tylko trzech świadków swej chwały? Przecież publiczna odsłona boskości Jezusa mogłaby ułatwić Mu zadanie doprowadzenia wszystkich do zbawienia, sam zaś lud wybrany – do uznania wśród nich wyczekiwanego Mesjasza. Z drugiej strony, gdyby Jezus się ujawnił przed wszystkimi apostołami, utworzyłby się entuzjastyczny ruch, czego Pan chciał uniknąć, bo dla wrogów mógłby on stać się pretekstem do bardziej zaciętej walki. Jezus tymczasem nie zamierzał przyśpieszać planów Bożych. Poza tym, jeśli trzej wybrani uprzednio świadkowie niewiele zrozumieli z tego wspaniałego objawienia, tłum ludzi zrozumiałby jeszcze mniej, a przez entuzjazm udaremniłby cel, dla którego Jezus Chrystus się ujawnił. Jezus wyszedł na górę, by się modlić.
Fakt przemienienia pozwala nam zrozumieć, jak wyglądała modlitwa Jezusa. Był rozpalony nieskończoną miłością przed Ojcem, cały ogarnięty Jego chwałą. Na Jego twarzy jaśniał boski blask, a intensywne światło czyniło białym Jego ubranie. Mogła to być najwznioślejsza z ekstaz. Słowo wielbiło Ojca, zażywając nieskończonej miłości z Jego strony, jednocześnie przyciągając człowieczeństwo, które wziął na siebie, do wspaniałości chwały i zapachu miłości. Był to pokaz sposobu, w jaki odkupienie odnowi człowieka. Zostanie on wcielony w Chrystusa i zabłyśnie Jego światłem. Jezus modlił się, a blask Jego Duszy i Jego Ciała był proporcjonalny do poniżenia, którego dozna podczas męki. Było rzeczywiście zgodne z boską chwałą to, że Bóg-człowiek zostanie złożony w ofierze. Mojżesz i Eliasz przybyli jako świadkowie planu Boga. Potwierdzali, że to, co uczynią Mu ludzie – jak zostanie zeszpecony i odrzucony – jest ujęte w plan miłości. Bóg na to zezwolił w swym nieskończonym miłosierdziu względem ludzi. Jezus był gotów za nich umrzeć, by wcielić ich w siebie i by stali się żyjącą chwałą Boga. Blask Jego miłosierdzia ich otaczał, lecz oni spali. Nie pojmowali tego wydarzenia, choć fizycznie je obserwowali. Piotr proponował rozbicie namiotów. Dziś zasugerowałby wybudowanie jakiegoś sanktuarium. Mówił językiem człowieka śpiącego z otwartymi oczami. Jest to żywy obraz modlitw inspirowanych przez ciasną ludzką wyobraźnię, które nie przekraczają biednej ziemskiej atmosfery i nie docierają do Boga. Wielkie światło nie wybudziło apostołów, Piotr zaś przemawiał niemądrze. Przekonał ich dopiero obłok, który otoczył Jezusa wraz z nimi i bardzo ich przestraszył. W tym obłoku objawił się Ojciec, by wskazać swego Syna jako jedynego i powszechnego Zbawiciela ludzkości: „To jest mój Syn ukochany, słuchajcie Go”.
Przemienienie jest naszym codziennym wyzwaniem – nie osiąga się wiecznego pokoju i przemienienia, jeśli się wpierw nie zostało przemienionym przez próby i cierpienie. W oczyszczającej próbie nasz duch się rozświetla, a wewnętrzne szaty naszej wyobraźni stają się białe. Chrześcijanin rozmawia wtedy z niebem, stając się przybranym dzieckiem Boga. Naszą górą przemienienia jest codzienna kalwaria życia. I powinniśmy być wdzięczni Panu, że przynagla nas do wejścia w intymność ze Sobą i na wyżyny Swej woli, by wypełnić to, czego Bóg chce. W zapale czy w radości, w oschłości czy w cierpieniu – tak jak się Bogu podoba, gdyż tylko On wie, co jest dla nas pożyteczne i co może z nas uczynić żyjącą pieśń Jego chwały.
Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem