To było przeżycie z gatunku mistycznych.
Przechodząc w niedzielny poranek przed kościołem św. Pawła w Rudzie Śląskiej, minąłem tłumek oczekujących na śniadanie i dołączającego do tegoż tłumku ubogiego człowieka. Stosunkowo młody, nierówno ogolony tudzież nierówno się poruszający, uśmiechnięty tym rodzajem uśmiechu, co do którego szczerości nie masz wątpliwości. Mijając mnie, uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie byłby to uśmiech nadający się na reklamę ortodontycznych nowości dla hiperbogaczy, ale na reklamę dobrego serca i życzliwości pasujący jak ulał, i… wykonał nade mną szeroki znak krzyża w geście błogosławieństwa, niczym opuszczający katedrę biskup. Przeżegnałem się nieodruchowo, ale z pełną świadomością i zachwytem, że ten człowiek mijający księdza błogosławi mu z wprawą godną kościelnego hierarchy i bez cienia zażenowania, że być może „nie pasuje”, „nie powinien”, „a właściwie to po co”. Pięć minut później odbierał zapewne swoje kanapki serwowane przez parafialnych dobrodziejów; może nigdy więcej się nie spotkamy, a jednak pozostanie w mojej pamięci. Dlaczego? Bo autentycznie i szczerze mnie zachwycił. Zupełnie jak święty Józef, równie nienachalny, a przecież błogosławiący.
Myślę czasem o nim, że gdyby użyć kryteriów współczesnego świata, to był on kompletnie nieprzygotowany do roli rodzica Jezusa Chrystusa. Nie rozumiał właściwie nic, a przynajmniej nic o tym nie napisano na kartach Ewangelii. Nie mówił nic, słuchał aniołów, towarzyszył Małżonce, śnił o swoim przybranym Synu. Nigdy nie zapomnę wejścia do jednego z najpiękniejszych sanktuariów św. Józefa, tego we Francji, w Cotignac, gdzie choćbyś oczy wytrzeszczył, nie znajdziesz jego wizerunku w surowym prezbiterium. Jest tam zaledwie niewielka figurka Maryi stojąca w cieniu krucyfiksu, niesamowita sprawa! Żeby Gospodarza sanktuarium spotkać, trzeba się odwrócić, bo stoi z boku, przy wejściu, jakby pilnował Żony i Syna i nie miał zamiaru Ich zasłaniać, odwracać od Nich uwagi, nawet tam, w swojej domenie. Zasypywany jest jednak wciąż i na nowo karteczkami, prośbami, intencjami, ludzie ciągną drzwiami i oknami, wierząc, że potężnym jest opiekunem, znawcą życia i patronem dobrej śmierci, błogosławi rodzicom w poczęciu dziecka, pomaga samotnym i nieszczęśliwym, żeby wymienić wszystko, nie wystarczyłoby kolejnych pięciu edytoriali. „Gdy niemal 30 lat temu tworzyliśmy szkołę ewangelizacji, nazwaliśmy ją jego imieniem. Czuliśmy się tacy milczący, on też nie za dużo gada” – powiedział „Gościowi” biskup Artur Ważny („Józef w niebieskiej kurtce” – s. 27). Mówiąc więc za niego, inni – biskup i księża – dają świadectwa; karmelitanki z Islandii opowiadają o licznych cudach, których za Jego sprawą doznały i one, i ich poprzedniczki w klasztorze. Mnóstwo tych świadectw i mnóstwo miłości. A my, równie rozkochani w świętym Józefie, zbieramy to wszystko w jednym numerze z okazji jego – Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny – święta. Zapraszamy do spotkania z Nim. I do pogłębienia przyjaźni.
ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.