Ojciec Pio spytał kiedyś Jezusa: „dlaczego zawsze mnie wysłuchujesz?”. Co odpowiedział mu Zbawiciel? Rozmowa z s. Anną Marią Magdaleną Kołoch z żyjącego duchowością o. Pio Instytutu Apostołek Jezusa Ukrzyżowanego.
Jarosław Dudała: Święty o. Pio ostrzegał przed patologicznym rozumieniem miłosierdzia. Mówił na przykład, że „czasami chcemy być dobrymi aniołami, a zaniedbujemy bycie dobrymi ludźmi”. Chodziło mu o postawę typu: „modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”?
S. Anna Maria Magdalena Kołoch AJC: Sparafrazował Pan list o. Pio do jednej ze swych córek duchowych Erminii Gargani. Właściwie list ten bardziej dotyczył tego, że ona nie akceptowała swoich słabości, co oczywiście przekładało się na jej relacje z innymi ludźmi. Bo kto nie akceptuje własnych słabości, ten źle rozumie świętość i wpada w duchową pułapkę – sądzi, że święci nie mają wad, nie popełniają błędów, są moralnie doskonali itd. Za tym idzie dążenie, a w końcu przypisywanie samemu sobie takiej doskonałości. To się potem przekłada na łatwość oceniania, krytykowania, segregowania ludzi na lepszych i gorszych. A to już jest brak miłosierdzia.
I to przy zachowaniu jego pozorów…
Tak, to jest okłamywanie samego siebie. I to miał na myśli o. Pio. Mamy być ludźmi z krwi i kości, tak jak święci, którzy mieli swoje wady i popełniali błędy, ale to ich prowadziło do większej pokory.
No ale przecież czytamy w Biblii: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.” (Mt 5,48)
Tak, ale tu chodzi o doskonałość w okazywaniu miłości do Boga i człowieka. Ostatecznie świętość to nie perfekcjonizm. Papierkiem lakmusowym świętości jest miłość. Chodzi o ukształtowanie własnego życia według formy, jaką jest Jezus Chrystus. A to wymaga pokory. Tymczasem w opisanej wyżej postawie nie ma pokory.
Ojciec Pio miał na myśli to, że często odczłowieczamy samych siebie. Nie akceptujemy swoich słabości. Nie akceptujemy tego, kim jesteśmy. A przecież jesteśmy w drodze. Nie osiągnęliśmy jeszcze jej celu: doskonałości, świętości. Dlatego nie powinniśmy osądzać, oceniać ludzi i samych siebie. Tymczasem, niech Pan popatrzy, ile jest na świecie podziałów, nawet wśród wierzących. Jedni drugich oceniają. W moim odczuciu przyczyną może być właśnie problem nieakceptacji własnych słabości i – dla podniesienia własnego wewnętrznego komfortu – zestawianie siebie z innymi, pocieszanie siebie, że inni mają wady. Stąd łatwość oceniania, a co za tym idzie brak miłosierdzia.
Pomówmy o innym praktycznym aspekcie miłosierdzia, czyli dawaniu jałmużny. To stary dylemat: dawać czy nie dawać? Siostra pracuje w Betlejem, za murem oddzielającym Palestyńczyków od Izraela. Ekonomicznie nie jest tam pewnie za wesoło... Zdarza się Siostrze rzucić jakiś grosz żebrakowi?
Od półtora roku, czyli odkąd zaczęła się wojna, Betlejem bardzo opustoszało z pielgrzymów, a większość chrześcijan żyła właśnie z ruchu pielgrzymkowego. Teraz dosyć mocno zubożeli. Wiedząc o tym, ludzie z Polski czy z Włoch, przesyłają nam pieniądze na wsparcie ubogich. Ale wiemy już z doświadczenia, że zasadniczo dawanie pieniędzy to nie jest dobra droga.
Dlaczego?
Dlatego, że to nie tylko rozleniwia, ale przede wszystkim rodzi postawę roszczeniową. Oczywiście, teraz jest taki moment, że trzeba trochę więcej pomagać doraźnie. Dajemy więc produkty żywnościowe, higieniczne, często opłacamy dzieciom szkołę, gdyż rodzice chrześcijańscy nie posyłają swoich dzieci do państwowych szkół muzułmańskich, ale do prywatnych szkół katolickich, co jest tutaj zrozumiałe. Kupujemy ludziom leki, płacimy za ich zakupy na święta. Czasem prosimy kogoś, by coś wyremontował czy posprzątał.
O. Pio miał podobny problem. Zauważył, że na msze do jego klasztoru zaczęło przychodzić bardzo wielu biednych młodych ludzi. Okazało się, że przełożony klasztoru po prostu codziennie dawał im trochę drobnych. To oburzyło o. Pio. „Jak to? Dwudziestolatki przychodzą prosić o jałmużnę? Niech pracują! Niech pracują!” – wołał.
Tak. I dlatego starał się przede wszystkim zapewnić ludziom w San Giovanni Rotondo miejsca pracy. Między innymi walczył, by nie zamykano pobliskiej kopalni kamienia, która była źródłem utrzymania wielu ludzi. Zapraszał też zgromadzenia zakonne, żeby prowadziły przedszkola dla dzieci czy ochronki, potem wybudował szpital, co też zapewniło ludziom miejsca pracy. Do dzisiaj San Giovanni Rotondo żyje z ojca Pio.
Byłoby idealnie, gdyby tutaj w Betlejem też stworzono nowe miejsca pracy. Niestety, sytuacja temu nie sprzyja. Jednakże coś próbuje się robić, np. niedawno siostry elżbietanki otworzyły szwalnię, żeby dać pracę miejscowym. Szyją tam bieliznę ołtarzową. Ale to kropla w ocenie potrzeb. Wszyscy liczą na szybki powrót pielgrzymów.
Rozumiem, że lepiej dać ludziom wędkę niż rybę. Ale z drugiej strony sama Siostra powiedziała, że czasem jednak dajecie jakieś pieniądze. Jak więc praktycznie rozeznać, kiedy taka pomoc jest dobra, a kiedy nie?
Bardzo rzadko możliwe jest jasne rozeznanie, zwłaszcza gdy nie znamy osób, które mamy przed sobą. Jeszcze w Polsce, w Częstochowie zdarzało mi się dawać komuś pieniądze. To były sytuacje, w których miałam do kogoś zaufanie i wiedziałam, że on musi sobie np. opłacić mieszkanie, a nie wyda tego na nałogi. Ale wiadomo: nigdy nie wejdziemy do czyjegoś serca. Moje osobiste zdanie jest takie, że w razie wątpliwości lepiej dać, zaufać niż nie dać. Mimo wszystko.
Dlaczego?
Dlatego, że możemy kogoś źle ocenić i bardzo skrzywdzić, poniżyć. Co innego, jeśli wiemy, że to pójdzie na narkotyki czy alkohol, albo wiemy, że ktoś oszukuje, bo mógłby sobie zapracować, ale tego nie robi. Wtedy, dając, przyczyniamy się raczej do upadku takiej osoby. A to nie jest miłosierdzie.
Wydaje mi się, że najwięcej miłosierdzia o. Pio wyświadczył ludziom jako charyzmatyczny spowiednik. Za jego wstawiennictwem niejeden otrzymał też dar uzdrowienia. Pewnie każdy by chciał skutecznie modlić się o uzdrowienie albo czytać w ludzkich duszach. Ale liczba chętnych do takiej posługi na pewno by spadła, gdyby ludzie zdali sobie sprawę, ile to ojca Pio kosztowało. On pomagał innym, przyjmując na siebie ich cierpienia. To znaczy, że Miłosierdzie kosztuje… Jak to jednak pogodzić z prawdą o darmowości Bożej łaski, darmowości Bożego Miłosierdzia?
Nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania… zwłaszcza te dotyczące ludzkiego cierpienia, cierpienia niewinnych. Ale ma Pan rację, że ojciec Pio jakby „płacił” swoim cierpieniem za uzdrowienie czy nawrócenie kogoś.
W jednym z listów do swego kierownika duchowego opisał swoją rozmowę z Jezusem. Pytał Go: „Jezu, dlaczego mnie zawsze wysłuchujesz?” A Jezus mu odpowiedział mniej więcej tak: „Nie mogę nie wysłuchać tak wielkiego orędownika – kogoś, kto mnie prosi i płaci swoim cierpieniem, swoją krwią, wyrzekając się samego siebie, swojej wygody, swojego ja”.
Proszę zauważyć, że pierwszym, który tak postępuje, jest sam Jezus. On nie dał ludzkości „czegoś”, ale oddał samego Siebie. Mógłby odkupić nas w taki sposób, żebyśmy nie musieli się w ogóle wysilać. Ale wtedy odebrałby nam możliwość bycia ludźmi wolnymi – ludźmi, którzy w sposób wolny kochają Jego i drugiego człowieka. Którzy są dla nich w stanie przekroczyć samych siebie.
Myślę, że w tym właśnie tkwi tajemnica Miłosierdzia. Nawet ta dana nam przez Boga możliwość bolesnej dla nas współpracy z Jezusem w dziele Odkupienia jest aktem Bożego Miłosierdzia. To jest wyraz miłości Boga do nas. To nas czyni podobnymi do Niego. O. Pio dał nam przykład, że to jest możliwe. Że możemy oddać samego siebie, by wyrwać kogoś z choroby, nałogu czy z niewiary.
Nasz Ojciec Założyciel ks. Domenico Labellarte, który przez 26 lat był blisko o. Pio, często powtarzał, że o. Pio uczył go tak właśnie patrzeć na Mszę świętą. Gdy w momencie składania darów do kielicha wlewa się wino i dwie-trzy krople wody, to te krople wody giną w winie. O. Pio mówił, że nasze cierpienie jest jak te krople wody – są niczym, ale jeżeli są złączone z winem, czyli z cierpieniem Chrystusa, nabierają mocy zbawczej, stają się Krwią Chrystusa.
A co z tą darmowością Bożej łaski?
Łaska Boga jest za darmo, miłosierdzie Boga jest za darmo. Jezus już zapłacił za nasze winy, ale dał nam możliwość, żebyśmy razem z Nim ofiarowywali swe cierpienia za naszych bliźnich. To jest to, o czym mówił św. Paweł: „w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Wystarczyłaby jedna kropla Krwi Chrystusa, żeby odkupić nas wszystkich, ale On dał nam możliwość uczestniczenia w tym dziele.
Zdarzało się, że kiedy o. Pio spowiadał, nie dawał rozgrzeszenia. Ale potem szedł do swojego pokoju i pokutował za tego człowieka, żeby on się nawrócił. Dawał samego siebie za wyzwolenie tego człowieka.
Niniejszy tekst jest częścią cyklu rozmów o Bożym Miłosierdziu w ujęciu wielkich postaci Kościoła.
Jarosław Dudała
Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.