Samotność dzisiaj już nie jest epidemią, ale znakiem charakterystycznym epoki, w jakiej żyjemy. Czy Kościół daje wyczerpującą odpowiedź ludziom na pytanie o sens ich samotności?
Przemysław i Aneta. On – energiczny przedsiębiorca po czterdziestce, mieszkaniec małego miasteczka w Wielkopolsce. Dobrze zarabia, ale praca nie jest całym jego życiem. Ma spore grono znajomych, uwielbia planszówki i powieści detektywistyczne. – Ostatnio najczęściej wypełniam wolny czas lekturą. Większość znajomych to rodzice dzieci w wieku szkolnym, mam wrażenie, że wciąż gdzieś z nimi jeżdżą: a to do lekarza, a to na basen, a to na dodatkowe lekcje angielskiego. Nie ma czasu na spotkania, choć kiedyś wydawało się, że jesteśmy nierozłączni – opowiada mężczyzna. Przemysław nie założył rodziny. – Pewnie, że tego chciałem, ale dziś jestem na takim etapie, że dobrze mi z moją samotnością – przyznaje. – Nie boisz się używać tego słowa? – pytam. – Dlaczego? Nie mam z tym problemu – jest zdziwiony, ale po chwili zastanowienia dodaje: - Źle się z tym czuję tylko w jednym miejscu. W kościele.
Aneta przekroczyła niedawno magiczną pięćdziesiątkę, dziś nazywaną czasami – jakby dla osłodzenia goryczy przemijania – „drugą osiemnastką”. Mieszka w dużym mieście, angażuje się w różne inicjatywy ewangelizacyjne, jest wolontariuszką w domu pomocy społecznej, śpiewa w chórze gospel, a w czasie Bożego Narodzenia przygotowuje jasełka z dziećmi, które uczy w szkole podstawowej. Kiedy jednak pytam, jak rozumie swoje miejsce w Kościele z perspektywy osoby stanu wolnego, długo się zastanawia. – Mam wrażenie, że to nie ja mam problem ze swoją samotnością, ale Kościół. Swoje powołanie jako osoby stanu wolnego odkryłam już dawno. Nie mogę powiedzieć, że je wybrałam, bo jako młoda dziewczyna marzyłam o założeniu rodziny. Teraz jednak widzę, że dzięki temu, że jestem sama, mogę kochać szerzej, głębiej – wyjaśnia. W czym więc problem?
- W tym, że we wspólnocie czuję się jak intruz. Owszem, kiedy trzeba coś załatwić, zorganizować, wszystkie oczy spoczywają na mnie, bo wiadomo: Aneta nie ma dzieci i męża, więc pewnie ma dużo czasu, z którym nie wie, co robić. Kiedy jednak słucham kazań, próbuję brać udział w rekolekcjach parafialnych, wchodzić w relacje z innymi w parafii, mam wrażenie, że jestem dla wszystkich jak powietrze. Czasami zadżumione – próbuje doprecyzować kobieta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Magdalena Dobrzyniak
Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).