Dziś „faszysta” to każdy, kogo nie lubią ci, którzy uważają się za antyfaszystów.
Mój ostatni felieton, w którym wyraziłem satysfakcję z amerykańskiej „rewolucji zdrowego rozsądku”, spotkał się na ogół z uznaniem czytelników, ale pojawił się też zarzut, że w ten sposób „katolicy entuzjastycznie wspierają faszyzm”. Przejrzałem to, co napisałem, sprawdzając, czy przypadkiem coś mi nie umknęło. Ale nie. Inkryminowane słowo wprawdzie pada: „Facebook i inne serwisy nagle przestają okładać niegrzecznych użytkowników stygmatem faszystów”, ale czy to jest pochwała faszyzmu? To raczej ilustracja tego, co Facebook robił, ale właśnie przestaje robić, czyli arbitralnie dzielić ludzi na tych, którzy mają poglądy „słuszne”, i tych, co je mają „faszystowskie”. Bo tak to jest po lewej stronie świata, że aby zarobić na epitet faszysty, wystarczy narazić się komuś, kto uważa się za antyfaszystę.
Ten problem musiał istnieć już w połowie minionego wieku w Ameryce, skoro zmarły w 1979 roku abp Fulton Sheen pisał: „Obrzucanie się wyzwiskami racjonalizuje jedynie naszą własną nieszczerość, w szczególności używanie tych wyzwisk, które nigdy nie zostały zdefiniowane, takich jak »faszysta«. Typowym przykładem użycia tego wyrazu jest przypadek małej dziewczynki, która zapytana, dlaczego nazwała inną małą dziewczynkę faszystką, odpowiedziała: »Każdego, kogo nie lubię, nazywam faszystą«”.
Cóż, dziewczynka przynajmniej była szczera – dorośli „antyfaszyści” nie powiedzą prawdy. Oni będą się zasłaniać szczytnymi ideałami: walką z rasizmem, z lekceważeniem praw człowieka, z wykluczeniem itede, a naprawdę chodzi o to, że cię „nie lubią” – czytaj: nienawidzą. Widzą w tobie zagrożenie swoich interesów, swojej stabilizacji i dominacji. Pewnie dlatego w środowiskach lewicy ideologicznej wybucha taka „antyfaszystowska” furia na sam dźwięk słowa „Trump”. A jaki tam z niego faszysta, on po prostu zakręcił kurek z pieniędzmi.
„Przed organizacjami, które dotąd korzystały z amerykańskich funduszy, wyjątkowo trudny czas” – ubolewają w TVP Info. A jakie to organizacje? A Kampania Przeciw Homofobii na przykład. „Decyzje administracji Trumpa oznaczają dla nas konieczność mobilizacji” – pisze KPH. Patrzcie, czyli teraz się nie mobilizowali, bo i po co, jak manna spadała z USA. Kto jeszcze? A Fundacja Aktywna Demokracja, którą poraziła wieść o „natychmiastowym zamrożeniu wszelkich grantów i innych dotacji przyznanych na takie tematy jak: równość płci, prawa osób LGBTQ+, różnorodność kulturowa, inkluzywność i wiele innych kwestii”. Podobnych zdradzonych przez USA jest dużo więcej.
No patrzcie państwo. I teraz się okazuje, że te działające w Polsce organizacje tak jakby nie za polskie pieniądze działały. Dziwne, prawda? Niewdzięczni ci Polacy, że sami takich wspaniałych podmiotów nie finansowali. Faszyści.
KRÓTKO:
Wreszcie sprawiedliwość
Kalifornia wycofała wszystkie zarzuty przeciw dziennikarzom, którzy ujawnili prowadzony przez Planned Parenthood handel ciałami abortowanych dzieci. Sprawa ciągnęła się od dekady. Dziennikarze David Daleiden i Sandra Merritt po odkryciu przestępczego procederu giganta aborcyjnego zamiast pochwały otrzymali pozwy. Kamala Harris, która w 2016 r. była prokuratorem generalnym Kalifornii, zamiast zbadać sprawę, nakazała wszczęcie dochodzenia karnego wobec dziennikarzy. Kolejny prokurator, Xavier Becerra, oskarżył ich o naruszenie prawa Kalifornii, dotyczącego nagrywania z ukrycia. Chodzi o nagrania ukrytą kamerą, które są niezbitym dowodem na praktykowany przez Planned Parenthood nielegalny handel ciałami zabitych dzieci i zamawianie ich organów. Mimo że dziennikarze śledczy działali legalnie, sąd zablokował rozpowszechnianie nagrań, a roszczenia w sprawie karnych odszkodowań od dziennikarzy osiągnęły kwotę kilkudziesięciu milionów dolarów. Dziennikarze nie zapłacą jednak ani centa: 28 stycznia br. stan Kalifornia zawarł z nimi ugodę. Sprawa została oddalona, a po jej zamknięciu oskarżeni zostaną uznani za niewinnych. Podczas procesu wyszło m.in. na jaw, że aborcjoniści Planned Parenthood zmieniali procedury medyczne w celu pozyskania nieuszkodzonych organów, co pozwalało uzyskać od zamawiającego wyższą zapłatę. Okazało się też, że za najcenniejsze uważano organy dzieci, które podczas aborcji rodziły się żywe.
Franciszek Kucharczak
Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.